DzL 020 – Pożegnanie przy grillu
Opis do odcinka jest tak długi, że by się tu nie zmieścił. Jest całe mnóstwo różnych rzeczy. Serio.
Opis do odcinka jest tak długi, że by się tu nie zmieścił. Jest całe mnóstwo różnych rzeczy. Serio.
O muzyce, komputerach, życiu i wielu innych tematach, pod drewnianym dachem, na wiślanej skarpie, wśród przytłaczającej gry świerszczy rozmawiamy we trzech bez cięć, bez scenariusza i bez udawania.
Na rowerach przemykamy przez drogi między nadwiślanymi wsiami, dyskutując o niebie, łąkach, samolotach, bogactwie, aspiracjach, koparkach, minionych latach i pomnikach. A także o paru innych rzeczach. Słuchamy żab, świerszczy i ptaków, obserwujemy motocykle, samochody i traktory. Oraz to co zwykle.
Razem z Jarkiem, jeden na jeden, siedzimy w lesie, w deszczu, w moje urodziny i rozmawiamy o rowerach elektrycznych, ruchu drogowym, dziecięcych aspiracjach, filmach o kosmosie i o samym kosmosie. A konkretnie o zdobywaniu kosmosu. A także o systemach operacyjnych, internecie ze szczególnym uwzględnieniem facebooka i o scenariuszach komiksowych. Dla każdego coś.
Spod zamkniętej fabryki papieru w Mirkowie, znad stawu, z miejsca, gdzie nigdy jeszcze byliśmy, idziemy przez park w Mirkowie i dalej, wzdłuż łąk, w kierunku Grapy. Leje deszcz, a my opowiadamy sobie smętne wspomnienia, spieramy się o daty, rozgryzamy narodową historię i próbujemy ustalić, kim był Marian Jaworski. Jednym słowem – drugi z odcinków jeden-na-jednego w Dziadach z Lasu.
Na moście dwóch dziadów płynie powolnie przez wieczór, z wodą pod stopami i piwem w ręku, przechodząc gładko od lotów kosmicznych, przez dzieci, wspomnienia z młodości, topografię z miasta, nowe gry, stare gry, sprzęt komputerowy aż do współczesnej polskiej muzyki. Po drodze robiąc dygresje.
W brzozowym zagajniku, niedaleko torów kolejowych, czterech dziadów popija piwo, rozmawia o podtopieniach w lubelskiem, wychowaniu dzieci i porno. Ze Scooby Doo. W ponadgodzinnej dawce chaosu niczym nieskrępowanego Dziady z Lasu wracają do swoich najwcześniejszych korzeni w iście okropnym stylu, wylewając potoki myśli nieczystą mową ojczystą. Lecą bluzgi bardzo.
Jesteśmy świadkami niezwykłego wydarzenia. Dziady porzucają matecznik i ruszają przed siebie, na wycieczkę krajoznawczą, na której historia nowa przeplata się z dawną i jeszcze dawniejszą, gdzie geografia traci znaczenie, chociaż bywa podmiotem rozmowy. Pierwszy taki w historii audycji odcinek, który przełamuje dotychczasowy schemat.
Tym razem znad rzeki idziemy przez Skolimów, podziwiamy drzewo prawie ścięte przez bobra, rozmawiamy o kinie i kinematografii, także tej kręconej lokalnie, a oprócz tradycyjne zachwytu zimową przyrodą robimy przegląd co bogatszych willi należących do znanych i nieznanych ludzi.
Na moście kolejowym na którym już kiedyś nagrywaliśmy i pod mostem drogowym pod którym chyba jeszcze nie nagrywaliśmy gadamy o zmianach w przestrzeni miejskiej i przyrodniczej naszego miasta, ze szczególnym uwzględnieniem rzeczy i miejsc, które zniknęły; rozmawiamy też o wspomnieniach ze szkoły, miejskich legendach, trasach autobusów i życiu; obserwujemy narciarza, bobra i piżmoszczura, a poza tym pijemy piwo i marzniemy na wietrze. I nie tylko, jak zwykle.