FKW, FKW, fajnie było na FKW

Stadion Narodowy

Tytuł zasadniczo niekłamliwy, chociaż… Przyznam szczerze, w zeszłym roku bez żalu zrezygnowałem z pojechania do Łodzi. Zrezygnować z imprezy, która dzieje się na moim przedmieściu głupio i fajnie, że wpadłem, bo pogadałem sobie z ludźmi, ale z drugiej strony – siedzimy, nic się nie dzieje.

Wraz z monstrualnym rozrostem komunikacji w sieci, kiedy jestem na bieżąco z ludźmi, których potrafię nie widzieć miesiącami czy wręcz latami, ten aspekt towarzyski zaczyna być pierwszoplanowy. To nic nowego, ale de facto interparty to najważniejszy moment FKW – przyszło na niego masę ludzi, którzy na Stadion Narodowy nie dotarli totalnie.

Sam Festiwal też, chociaż jak zwykle obfitował w premiery, nie stanowi już takiej mekki jak dawniej – komiksy wychodzą obecnie przez okrągły rok bardziej niż kiedykolwiek (może z wyjątkiem złotych czasów TM-Semic), a zniżki festiwalowe są super, ale w księgarniach online nie są wcale mniejsze. Oczywiście świetnie było znów, po tylu latach, zobaczyć swoją publicystykę drukiem – rzecz nieoceniona, nie mówiąc już o redakcyjnej polecance, gdzie nasz projekt z Maćkiem został określiony mianej „jednego z najlepszych w Polsce” – aż jakoś się sama gęba cieszy.

Ale tak po prostu chyba jadę na fali odpływu z komiksowa – owszem, robię coś, cały czas, wcale nie mniej niż kiedyś, ale dłubię to już sobie metodycznie, powoli, w podgrupach, na spokojnie. Wiem co kto z kim robi do czego i jak idą prace. Na bieżąco jestem z tym, co wychodzi. I tylko ta opcja osobistego misia (hej, Robert i Robert!) nadal atrakcyjna.

Oczywiście impreza była udana, bo nagrał wołający o pomstę do nieba wywiad z Tonym, a także pomyliłem Tomka z Wojtkiem (ale tylko incydentalnie, zresztą to nie ujma być pomylonym z takim twórcą – ale i tak, przepraszam raz jeszcze!), wypiłem trzy szklanki niezbyt dobrego piwa (serio, wszystkie te wynalazki jadące osadem z czegoś nie były aż tak ciekawe), pogawędziliśmy sobie na luzie o tym, co zawsze, spotkało mnie parę miłych i ciekawych zaskoczeń i w ogóle fajnie.

Udało mi się też przemknąć przez postapowo, chociaż błyskawicznie to było i nie wszystkich udało się spotkać, ale przy okazji spotkała mnie samego najciekawsza niespodzianka festiwalu, o której będzie kiedyś tam, za jakiś czas. Naprawdę duża, fajna rzecz.

No i tak sobie wróciłem, poprzeglądałem te zakupy, usiadłem. Do października. Zgodnie z planem zaraz po Łodzi mam premierę swojej pierwszej powieści. Jaram się. Komiksiki w tym roku trzymają się świetnie, ale jednak są już na drugim planie.

A może to tradycyjna depresja postcoitalna.

Avatar photo

Bartek Biedrzycki

Autor książek, komiksów, podcastów i papierowych modeli.

You may also like...

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *