Przedruki Batmana – robisz to źle

Jakiś czas temu Egmont ogłosił bardzo dobrą wiadomość dla fanów Batmana w Polsce, mianowicie okazało się, że w tym roku nakładem polskiego edytora wyjdą dwa, a być może nawet trzy albumy z tą postacią. To ważna wiadomość, bo ten generalnie, a także u nas, ceniony i popularny bohater, od dawna ma złą passę wydawniczą w kraju nad Wisłą. Niestety okazało się, że miało być dobrze, a wyszło tak jak zawsze.

Kiedy poszły te pierwsze zapowiedzi, fani Batmana ucieszyli się, że będzie dużo Batmana, że będzie w czym wybierać, natomiast całkiem niedawno poszły zapowiedzi oficjalne i ujawnione zostały ceny albumów… Nominalne ceny okładkowe to 90 złotych. 89, żeby być dokładnym. No i wielu znanych mi czytelników Batmana stwierdziło „Acha. No to w tej sytuacji, to może jednak… niekoniecznie?”

Egmont ma niestety bardzo złą rękę do Gacka i w jakiś sposób, mam wrażenie, sam zabija ten segment swojej oferty.  Albumy te, czyli „Haunted Knight” Jepha Loeba i Tima Sale’a (z czasów, gdy Loeb nie pisał jeszcze wyłącznie loebowszczyzny), „The Greatest Stories Ever Told” – nowe wydanie z okładką Alexa Rossa oraz drugie wydanie „Powrotu Mrocznego Rycerza” Franka Millera z podobno poprawionym tłumaczeniem to są oczywiście rzeczy dobre. Natomiast w Polsce wychodzą w tak zwanym „ekskluzywnym” formacie. Pseudoekskluzywnym, bo polska „ekskluzywność” polega wyłącznie na tym, że komiks drukowany jest na kredzie i dokładane są do niego twarde okładki. I na tym się ta „ekskluzywność” kończy.

Egmont kłopoty z Batmanem ma od dawna. Pierwszym takim dużym kiksem było skandaliczne tłumaczenie „Powrotu Mrocznego Rycerza”, które momentami było zwyczajnie złe, momentami bzdurne, a chwilami szkodliwe, bo zmieniało całkiem sens oryginalnych wypowiedzi. Podobno w nowym wydaniu ma być nie tyle poprawione tłumaczenie, co całkiem nowe tłumaczenie. Trochę mi w to trudno wierzyć, ale jest nadzieja. Ja osobiście polskie wydanie sprzedałem jakiś czas temu i zaopatrzyłem się w oryginalne, żeby się nie męczyć i mieć dostęp do drobnych acz miłych dodatków, które z wersji polskiej zostały wycięte.

Kolejnym dla mnie zgrzytem był „Hush”, który poszedł w dwóch tomach, przy czym na drugi tom trzeba było czekać dość długo, bo ponad rok. W przypadku zwartej historii to taki duży smuteczek jest. Ale powiedzmy, że tak wygląda cykl wydawniczy i jeden Batman na rok lub dwa to jakoś się broni.

Podobnie nienajlepsze odczucia miałem w przypadku wydania „Azylu Arkham”. Wyszedł w Polsce w formie pseudoekskluzywnej – twarda oprawa i kreda. Ale od oryginalnego wydania różnił się także tym, że wycięto z niego wszelkie dodatki – tam był m.in. pełny scenariusz Granta Morrisona. U nas tego zabrakło. A już wtedy, biorąc pod uwagę ówczesny przelicznik dolara, rodzimy przedruk był dwukrotnie droższy od oryginału. Oczywiście płaciliśmy za twardą oprawę i limitowaną ilość kopii. Jest to rzecz wyjątkowo ważna dla czytelnika. Jeśli chodzi o jakoś papieru, to była ona porównywalna, chociaż amerykański był faktycznie nieco cieńszy – ale nadal porządny, śliski papier, na którym odtworzono doskonale niesamowite rysunki Dave’a McKeana.

A już absolutnym skandalem, który sprawił, że nigdy więcej nie kupiłem żadnego polskiego przedruku był „Szmatman i syf„. Historia katastrofalna sama w sobie, która w ogóle nie powinna była powstać, miała felery w oryginale – akcja zaczynała się „z dupy”, tak, że czytelnik nie bardzo wiedział o co chodzi. W Polsce dodatkowo ktoś w Egmoncie podjął decyzję, że wydadzą tylko… pół albumu. W cenie w zasadzie porównywalnej z ceną całości w oryginale. To był ostatni sygnał, że czeka nas w sumie gackowa katastrofa.

Wracając do zapowiadanych trzech albumów Batmana, są one takie właśnie, „polsko-ekskluzywne”. Ja zupełnie nie rozumiem – po co? Kosztują 90 złotych, więc nie sięgnie po nie nikt prócz kolekcjonerów, hardkorowych czytelników nieznających angielskiego, oraz, może przypadkowych desperatów potrzebujących prezentu. Ja nie jestem bynajmniej pewien, czy, gdyby one kosztowały połowę, jak oryginały – na przykład na Multiversum można kupić „Haunted Knight” za 46 złotych – to czy sprzedaż byłaby dużo większa. Wiem, że ja bym ten akurat album kupił (pozostałe dwa mam). Ten album zresztą kiedyś już w Polsce wyszedł. A w zasadzie wyszło jego 2/3 w TM-Semicu, pod tytułem „Batman: Halloween”. Oczywiście na gazetowej szmacie. Można dostać za ~10 złotych na allegro.

O „Powrocie…” już swoje obawy wyraziłem, natomiast jeśli chodzi o „Greatest Stories Ever Told” to tu sprawa jest o wiele ciekawsza i bardziej skomplikowana. Otóż były dwie wersje tej antologii. Jedna nazywała się „The Gretatest Stories Ever Told” z okładką Waltera Simmonsona i wyszła w 1988 roku – doczekała się dwóch wydań z różnymi okładkami. To był zbiór, wybór historii z Batmanem od najstarszych, do współczesnych – bardzo zresztą dobra, przekrojowa antologia, którą postaram się jakoś niedługo omówić w K-poku – nie wiem, jak to się stało, że nie dokonałem takiego omówienia na łamach B180. Karygodne niedopatrzenie. Wydanie to miało w sumie ok. 350 stron. Obecnie dostępne jest już tylko na rynku wtórnym.

Druga wersja natomiast to „The Greatest Stories Ever Told vol. 1” z okładką Alexa Rossa, która wyszła w 2005 roku i zawiera część materiału z tej pierwszej (ale stanowczo nie wszystko) i jakieś nowsze dokładki, ostatecznie jednak materiału jest mniej, niż w tej pierwotnej – zbiór ma stron niecałe 200. Został więc ścięty o grubo ponad 1/3 pierwotnej objętości!

Dla tych, którzy jeszcze mają jakieś wątpliwości – Egmont wydaje wersję drugą. W „ekskluzywnym” formacie pt. droga kreda i twarda oprawa. OK, ja jestem hejterem haceków, nigdy tego nie kryłem, lubię czytać komiksy, a nie napawać się oprawami.

Na FB Robert Sienicki wrzucił swój smuteczek na temat cen. Wywiązała się tam od razu dyskusja, w której wzięła udział osoba najwyraźniej związana w jakiś sposób z Egmontem. Padło kilka kuriozalnych tekstów typu „Nic nie poradzimy, ceny zakupu materiałów, ceny druku są b. wysokie, za niższą cenę nie moglibyśmy tego wydać” (jestem przekonany, że nie dało się nic tu ugrać na tym wydaniu, w końcu karton i kreda SĄ drogie; co do druku, to niekoniecznie prawda). Fajne było też „jak tak pomyśleć, zwykła powieść z byle jakim papierem i miękka okładką kosztuje teraz koło 40 zł, a tu mamy jednak do czynienia z eleganckimi albumami w twardej oprawie…”. Natomiast na moje stwierdzenie, że ja chcę czytać komiks, a nie posiadać „elegancki album” dostałem w odpowiedzi „Egmont stawia na jakość, a nie na masową produkcję, byle przeczytać i wyrzucić”.

Trochę się wtedy zirytowałem, bo jeżeli ktoś myśli, że jak coś nie ma twardej i kredy, to jest po przeczytaniu do wyrzucenia, to albo ma skrzywione spojrzenie na świat, albo nie wiem co. Stwierdzenie jest lekko mówiąc absurdalne. Mam różne komiksy z Batmanem. Mam ich całkiem sporo. Najstarszy polski przedruk został wydany w grudniu 1990 roku, czyli na oko jakieś prawie 23 lata temu. Najstarszy mój oryginał z Gackiem pochodzi z roku 1987, czyli dobre już lat 25. Oba są miękkookładkowe, na offsecie, w tym polski na gazetowej szmacie z TM-Semic (nie wiem, czy to nawet offset w ogóle). Żadnego z nich nie mam ochoty wyrzucić – mają się świetnie i dobrze się trzymają.

Mam też dużo oryginalnych wydań, czy to na offsecie, czy to na „śliskim papierze”, które ściągałem przez internet m.in. dlatego, że były zawsze dużo tańsze od wydań polskich. A kilka polskich odsprzedałem bez straty na rynku wtórnym, zastępując je oryginalnymi, które wprawdzie nie były „eleganckimi albumami”, ale za to np. miały dodatki, których w polskich wydaniach uświadczyć nie można.

I wątpię, czy przy obecnej polityce będę polskie przedruki kupował. Wątpię też, czy przy wydawaniu „ekskluzywów”, w których wycina się dodatki, kroi albumy na pół, a potem sprzedaje je za dwukrotną cenę, Batman ma szansę na dużą popularność na naszym rynku.

Oczywiście to są gdybania takiego trochę laika. Ufam, że Tomasz Kołodziejczak wie co robi – wydaje od wielu lat, zna się na tym o niebo lepiej ode mnie, ma lepsze wyczucie – gdyby było inaczej, to nie utrzymałby się tyle lat na stanowisku redaktora sekcji komiksowej Egmontu. Mam jednak przykre odczucie, że polscy czytelnicy są nieco robieni w wałek. Przynajmniej ci, którzy nie znając angielskiego muszą się zadowalać przedrukami.

Avatar photo

Bartek Biedrzycki

Autor książek, komiksów, podcastów i papierowych modeli.

You may also like...

24 komentarze

  1. Pamiętam jak dziś kiedy przy zapowiedzi polskiego „Azylu” dostalem info od Amazonu że właśnie po angielsku wychodzi Anniversary edition. Z, jak widać, ohydną miekka okładką, z 216 stronami zamiast polskich 120 (ciekawe jak człowiek Egmontu wytłumaczy koszt druku tych 96 stron) oraz papierem satynowanym a nie kredowym co zrobilo lepiej czerniom. Cena tego mało eleganckiego albumiku oscylowało w okolicy 60 złotych. Kupiłem oba wydania i nie wyrzuciłem angielskiego (bo w Anglii wydał je Titan Books) za to polskie sprzedałem po śmiesznie wysokiej cenie nijak nie przystającej do jakości i zawartości. Lepiej by było przez kupującego żeby kupił sobie 200 podreczniki do angielskiego albo elektronicznego tłumacza a za resztę pieniędzy kupił dobre wino.

    •  Mam dokładnie to wydanie. Teraz sam nie wiem, mam dysonans. Być nerdem i zostawić, czy wyrzucić, bo nie jest eleganckie?

      ;)

      • Dr Gonzo pisze:

         no to ja, rozgoryczony tym, że nie miałem akurat kasy i sie nie załapałem na AA, poszperałem potem na ebayu, i kupiłem pierwsze Azylu w HCku od Titana właśnie, z transportem wyszło mi to wtedy jakieś 40 zeta. Może nie mint (ktoś pewnie spuszczał w sieci pozostałości po synie co sie wyprowadził), ale uwazam że wyszedłem lepiej na tym, że nie mogłem kupić w swoim czasie polskiego wydania. przy kingdom come sie nie zastanawiałem, tylko po prostu pociągnąłem z zagranicy oryginał. prawda jest taka że dzięki 'ekskluzywnym’ wydaniom Egmont popchnął mnie ku ściąganiu oryginalnych wydań z Anglii , Irlandii czy USA.

  2. Jarek Obważanek pisze:

    Osobą, która uczestniczyła we wspomnianej dyskusji, jest Katarzyna Gwiazda. Pojawia się na imprezach komiksowych.

    A Egmont produkuje przecież dużo tytułów w gorszym (co nie znaczy złym) standardzie i jakoś… lepiej im schodzą. Więc skoro takie choćby Gwiezdne wojny wydają na tony w skromniejszej formie, to dlaczego, po co nagle wymyślili sobie, że Batman musi być EKSKLUZYWNY…?

    • Rozmówczyni osobiście nie znam, a jej nazwa na FB aczkolwiek zbieżna z tym co mówisz, brzmiała mi też obco ;)

      Dlaczego? Mnie się pytasz? A potem płacz, że Batmana nie, bo Batman to najwyżej jeden na rok się sprzeda, a to też słabo. A popraw mnie, jeśli się mylę, ale większość tych superkolekcji „ekskluzywnych” to też chyba dychawiczna kobyła jest (o ile w ogóle jest).

      Więc ja czegoś nie rozumiem. Ot, po prostu. Złe czasy dla Batmana w Polsce.

  3. kelen pisze:

    „Podobno w nowym wydaniu ma być nie tyle poprawione tłumaczenie, co całkiem nowe tłumaczenie. Trochę mi w to trudno wierzyć, ale jest nadzieja. ”

    Wszystkie trzy obecne Batmany przetłumaczy Tomasz Sidorkiewicz, zatem tłumaczenie będzie nowe.

  4. Krzysztof Cuber pisze:

    No fajnie, ale po chuj mi scenariusz?  To już wolę HC, przynajmniej wygodniej się czyta.
    Jeśli odejmą HC i wydadzą na tańszym papierze a cena zejdzie w dół o kilkadziesiąt złotych, to jestem za….dobra, jeśli zejdzie o 20 zł to już wolę.
    Ale jeśli ten zabieg zmniejszy cenę Rycerza o maks 10 zł, to niech zostanie 89 w tej ich jakości.

    Najlepsza byłaby chyba opcja DKR wydany jak ostatnie Baśnie i za taką cenę (bo pewnie taniej się nie da. DKR ma pewnie drogą licencję).
    http://www.sklep.gildia.pl/komiksy/180348-basnie-9-synowie-imprerium 

    A jeśli 30 zł mniej, czyli tak jak Hellboy, to nie ma się nad czym zastanawiać.
    http://www.sklep.gildia.pl/komiksy/182540-hellboy-11-dziki-gon 

    DKR za 60 zł na baśniowym papierze i w sofcie byłoby mega ok. Wtedy 45 zł na gildii:-)

    •  Mnie się wygodniej czyta w miękkiej, ale to kwestia przyzwyczajeń.

      Na co scenariusz? Bo są ciekawe uwagi i opisy scen – ja tam lubię zaglądać komuś w pracę, może dlatego, że sam pisuję. Ale generalnie wolę dodatki niż sztucznie pompowaną jakość wydania.

    • Sam scenar posrednio jest „tylko scenariuszem”. Są uwagi Morrisona w postaci obrazkow jak dana scena powinna wygladac, troche obrazkow z „making of”. To nie sa same literki do napompowania objetosci (zwłaszcza ze w porównaniu z polskim wydaniem daja wiecej za mniej). 

      Po prostu to takie strzyżenie frajerów za dwie kartki bo maja twarda oprawe choć taniej mogą mieć kartek 100 (plus jedna za oprawe). I, oraz,technicznie, klej ktorego uzywaja w polsce do klejenia jest blyskawiczny i sie kruszy i sypie. HC trzyma sie razem bo ma wyklejke a ja wole sobie odkleic papier, i dac do intro. W cenie polskiego wydania mam wiecej stron i oprawe handmade HC. 

  5. Jedyny komiks z Batmanem jaki mam to Black and White cz. II. Dali to kiedyś gratisem do czegoś i jakość wydania nie przeszkadzała.
    Jako osoba raczkująca w temacie, a chcąca poczytać komiksy z Batmanem chętnie bym kupił więcej takich wydań, bo w celach zapoznawczych (nie kolekcjonerskich) nie potrzebuję „super eksluziwa” w cenie stówka za tom. Zdecydowanie zniechęca do zagłębiania się w temat.

    •  I to jest krótkie i trafne podsumowani całego mojego marudzenia.

    • Dlatego lepiej kupic nawet z drugiej, trzeciej albo czwartej reki Black&White. Co ciekawe te 9 lat temu Egmontowi nie przeszkadzalo puscić takiej perełki w miekiej oprawie za dychacza. A trzeciego zbioru B&W w koncu nie puscili. Moze musieliby tez dac w miekkiej i tanio i bylby ekskluzywny zonk.

  6. West pisze:

    A moze pokazesz jak sie powinno wydawac Batmany?
    Nie? Nie wydasz zadnego?
    To siedz cichutko, panie madralinski.

    •  Wybacz, ale tekst „sam zrób lepiej” to poziom przedszkola jest.

      Jak wydawać? Tak, jak wydawali Black&White chociażby, w takim standardzie, w jakim poszedł Hush czy DKR (z wyjątkiem tłumaczenia, które, co samo wydawnictwo Egmont uznało – to nie mój wymysł – trzeba było zmienić).

      Wydawać tak, jak ja wydaję Kolektyw na przykład – skala jest inna, ale to dlatego, że nasze wydawnictwo dopasowuje się do potrzeb rynku, a nie do wymyślonego standardu. I jakoś tak się składa, że nikt z nas nigdy nie narzekał, że nam źle schodzi towar, a także nie słyszałem, żeby ludzie mówili – Co to za wymysły, że za album 100 stron płacić aż 16 złotych!

      A przypominam, że jako mniejszy gracz i drukujący mniej mamy wyższe ceny usługi, niż moloch, który może się targować, bo produkuje dużo.

      Skoro „eleganckie albumy” są takie dobre i właściwe, to czemu nie puszczają GW na kredzie w twardej?

      Jak masz tylko takie „argumenty” to siedź cichutko, panie mądraliński.

  7. Gackosplackos pisze:

    „Nawiedzony Rycerz” jest albumem, który w końcu zawiera wszystkie 3 opowieści z Long Halloween w przeciwieństwie do TM-Semic’owego Batman:Halloween, które to zawiera 2 słabsze (moim zdaniem) opowieści. Jesli ktoś nie posiada tamtego to niech nabędzie to wydanie. Szkoda, że Egmont nie zdecydował się na historię „Dark Victory” autorstwa  tych twórców.
    „Najlepsze opowieści” – Nie znałem oryginalnego wydania tej antologii, jednak cena nieadekwatna do zawartości. Zdecydowanie nie polecam”Powrót Mrocznego Rycerza” – posiadam wcześniejsze wydanie egmontu i miałem w rękach oryginał. Fakt, że tłumaczenie skopane, w tamtym, jednak  89 zł za to aby mieć 2 takie same komiksy jest lekką przesadą. Tym bardziej, że na horyzoncie widać animowaną wersję tej opowieści. Żaden argument, ale „Powrót Mrocznego Rycerza” podawany w tylu wersjach może okazać się przesytem. Naturalnie dla osób, które nie znają tej historii a chcieliby sięgać po nią co jakiś czas to drugie-poprawione wydanie „Powrotu…” (z gorszą okładką moim zdaniem)  jest komiksem obowiązkowym.ps. W Empiku była jakaś promocja, że za 2 albumy jest 20% rabatu.

    •  „Haunted Knight – jak najbardziej jest to album zacny, z trzech zrobionych przez tę spółkę powiedziałbym drugi w kolejności – po „Long Halloween”, a przed „Dark Victory”. Przynajmniej dla mnie – chociaż wszystkie trzy są bardzo dobre (Loeb wtedy jeszcze potrafił pisać scenariusze).

      „Najlepsze opowieści” to rzecz dla fanów postaci stanowczo. Ale zawsze polecę pierwszą wersję na 50-lecie Batmana, niż to nowe wydanie, które przedrukowuje Egmont.

      • Jeżeli chodzi o jakość wydania to mogę pochwalić Egmont za wydanie 
        Batman  – Co się stało z Zamaskowanym Krzyżowcem? Zawierało ono oprócz głównej historii wstęp,szkice i shorty Gaimana o Batmanie. W przeciwieństwie do wydania zachodniego było w miękkiej oprawie i kosztowało 50 zł. Mi udało się znalęźć w antykwariacie w nienaruszonym stanie za 30 zł miesiąc po premierze.

  8. KoZa pisze:

    Pamiętam, jak miałem do wyboru zakup „Azylu” w HC po polsku albo ze scenariuszem po angielsku. Dla mnie wybór był akurat prosty, ponieważ po prostu wolę wersje oryginalne, ale też… akurat w przypadku tego komiksu scenariusz jest fajnym bajerem (i, tak swoją drogą, ogólnie chętnie zobaczyłem, jak taki scenariusz wygląda).

    Inna sprawa, że czasem się boję w tych wersjach z miękkimi okładkami, że mi klej puści i kartki powypadają (mimo że książki czytam prawie tylko w miękkich oprawach i raczej nic podobnego mi się nie zdarza). Ot, irracjonalny strach. :]

  1. 2012.07.27

    […] z obietnicą z tekstu „Przedruki Batmana – robisz to źle” dzisiaj na warsztat wędruje „The Greatest Batman Stories Ever Told”. Tym, […]

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *