Smutny znaczy sexy

Rutu Modan wpadła do Polski całkiem niespodziewanie i na chwilę jedynie. Chociaż, jak sama stwierdziła, to prawdopodobnie nie jest jej pierwsza wizyta. Przyjechała zobaczyć Warszawę, z której pochodzą jej dziadkowie; chce zrobić komiks o Polsce. Ale o Polsce swojej, przefiltrowanej przez jej własne doświadczenia, nie przez zdjęcia dziadków z lat 30-tych. Nie zdążyła w ciągu tych kilku dni zobaczyć jednak wszystkiego co chciała, więc pewnie wróci.

Wystarczyło jej jednak czasu na szybkie, niespodziewane spotkanie z zainteresowanymi, pod egidą Kultury Liberalnej. No właśnie, z „zainteresowanymi”. Wydawać by się mogło, że na spotkanie z autorką tej klasy (w końcu Eisner to nie jest nagroda na konwencie w Pierdziszewie), przyjdzie dużo więcej osób „z branży”. Nie wiem, czy winne jest temu moje stwierdzenie, że nie przewidujemy sesji autografów; czy fakt, że Rany wylotowe wyjdą dopiero w przyszłym roku, więc nie ma na czym rzeczonego autografu odebrać; czy też fakt, że polskim komiksiarzom staje wyłącznie na hasło „starzy mistrzowie”, dość powiedzieć, że przykro mi się zrobiło, gdy ze światka historii obrazkowych przybyli: współorganizator spotkania, przedstawiciel polskiego wydawcy i dwóch redaktorów (odpowiednio magazynu i portalu komiksowego). Bardzo w końcu liczny fandom warszawskim autorkę olał sikiem prostym.

rutu

Nie chodzi jednak o to, żeby moje żale o brak zainteresowania ambitniejszymi spotkaniami niż w kółko jedyny Rosiński wylewać tutaj, więc po tym wstępie skończę.

Spotkanie odbyło się w księgarnio-kawiarni Tarabuk, która jako miejsce dla inteligentów jest przytulna, ale dla przeciętnego fandomowca jak ja posiada mankament w postaci braku koncesji na piwo. Było jednak na tyle ciekawie, że zadowoliłem się kawą.

Sama Modan jest niezwykle sympatyczną, komunikatywną osobą – bardzo otwartą na ludzi, ciekawą, pełną werwy. Zaczęła od krótkiego naświetlenia swoje podejścia do komiksów i ich tworzenia, opowiadając historię będącą inspiracją do utworu The Homecoming – o libańskim pilocie, zestrzelonym przez izraelskie lotnictwo. Jest to opowieść dość niewiarygodna – na pewno scenariusz, który musiało napisać życie, gdyż inaczej nikt nie uznałby go za możliwy. Stąd właśnie – stwierdziła Rutu – z życia, czerpię swoje opowieści. Oswajam i i ubieram w komiksy to, co widzę. Nie mogłabym wymyślić nic lepszego.

Po tym wprowadzeniu przeszła do dość dokładnego opowiedzenia Ran wylotowych – prezentując poszczególne strony i kadry snuła dość hermetyczną ale wciągającą rozprawę o elementach tej powieści graficznej – o jej bohaterach i jej inspiracjach (w ten temat zagłębiam się odrobinę bardziej w felietonie o postaciach kobiet dla Comix Grrrlz), o wydarzeniach, instytucjach, ludziach i miejscach. Pokazywała zdjęcia, które stały się kanwą dla kadrów komiksu, opowiadając jak przefiltrowane przej jej postrzeganie stają się częścią jej opowieści. Zmieniam, powiedziała, w końcu to moja opowieść i mogę zrobić co chcę, np. usunąć te wstrętne plakaty reklamowe z murów tego wspaniałego budynku.

Potem zrobiło się swobodniej, po przeszła do anegdot ze swojego życia. Opisała m.in. porażkę, jaką było zaproszenie do Szwecji na otwarcie wystawy, na którym obecni byli, prócz autorki, jedynie kierowniczka domu kultury i jej asystentka, gdyż… dziewczyna zajmująca się wysyłaniem zaproszeń była chora i nikogo nie zaproszono. Tę katastrofę zresztą przekuła także na komiks – Your Number One Fan – opowieść o muzyku rockowym.

Pojawiły się też oczywiście wątki Polskie – kilka słów o planowanym komiksie o naszym kraju; wspomnienia i zdjęcia dziadków (w tym słynnej babci, znanej z łam komiksów publikowanych w New Yorkerze), a także ogólne wrażenia o tym co zdążyła w czasie swojej krótkiej wizyty zobaczyć i poznać.

Tak powinny, wg mnie, wyglądać spotkania – kameralne, takie prawie intymne, gdzie autor może nawiązać z odbiorca jakąś więź, nie jest jedynie odseparowanym od tłumu posążkiem na podwyższeniu, zmuszonym do wysłuchiwania bredni w stylu „Czy komiks to sztuka”.

Tym bardziej szkoda, że komiksiarze spotkanie z Rutu całkiem zlali. Widać ważniejszy jest kolejny rysunek Aaricii.

PS. O co chodzi z tym tytułem? W pewnej chwili Rutu rzuciła na ekran zdjęcie Franza Kafki, rozbrajająco stwierdzają – bo on jest taki przystojny. Bo smutny jest seksowny. Ale dotyczy to tylko mężczyzn! – dodała po chwili.

Dla ciekawych – kilka zdjęć ze spotkania. Polecam także relację Bekona na Polterze.

Avatar photo

Bartek Biedrzycki

Autor książek, komiksów, podcastów i papierowych modeli.

You may also like...

1 Response

  1. 2009.11.08

    […] ze spotkania z Rutu Modan we wtorek wsiadłem w jedno metro za późno. Dzięki temu znalazłem się na Dworcu Południowym […]

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *