Witaj w Domu
Domu, znany czasem pod anglosaskim podtytułem A child’s dream, jest w bibliotece Otomo pozycją znaną i zacną. Stworzył ten komiks zanim zaczął jeszcze prace nad Akirą i było to jego pierwsze pełnometrażowe dzieło, które przyniosło mu uznanie.
Pomysł na Domu przyszedł mu do głowy właśnie podczas prac nad Fireballem – „Czy nie mógłbym zrobić czegoś ciekawszego?” – pomyślał ponoć. I gdy dostał zielone światło od ówczesnego redaktora Manga Action wziął się za swój pierwszy komiksowy horror z prawdziwego zdarzenia. Tak przynajmniej wygląda to wg opisu samego twórcy.
Ja zapoznałem się z tą historią będąc już co nieco otrzaskanym z Otomo – miałem zaliczone m.in. Akirę (aczkolwiek większość po japońsku, co nie bardzo się liczy, bo nie umiem czytać kanji), oraz Memories, o których następnym razem. Swoją kopię kupiłem w mokotowskim wtedy jeszcze Mangazynie (taki sklep to był, nie pismo), który lubimy z sentymentem powspominać w fandomie warszawskim.
Przyswojenie Domu szło mi trochę trudno, bo moja wersja, zatytułowana Das Selbstmordparadies była po niemiecku, a moja znajomość tego języka nie dorasta do biegłości w angielskim czy polskim. Mimo to, sądzę, że Domu można byłoby spokojnie przeczytać nie znając języka w ogóle – tak filmowo i obrazowo poprowadzona jest akcja.
Sam wątek główny jest w miarę prostą zagwozdką kryminalną – dlaczego na pewnym wielkim osiedlu tyle osób popełnia samobójstwa? Sprawę bada komisarz Yamakawa i jego młody pomocnik, Takayama. Drepczą trochę w miejscu, aż której nocy ginie niespodziewanie policjant – i ta śmierć kompletnie nie trzyma się kupy. Wkrótce potem zresztą, w identyczny sposób – rzucając się z dachu – ginie sam komisarz.
Zastępuje go nowy komisarz, Okamura. Takayama tymczasem próbuje szczęścia z kobietą-medium, a na osiedle sprowadza się nowa rodzina…
Otomo bawi się tu swoim chyba ulubionym motywem, czyli osobami obdarzonymi mocą – głównie telekinezą, lewitacją i pokrewnymi zdolnościami. Wydarzenia r0związują się wielką bitwą między dwoma obdarzonymi – starcem i dziewczynką. Reprezentują tak różne podejścia i spojrzenia na swoją moc, jak nie przymierzając dobry i zły Jedi. Samo starcie jest spektakularne w każdym tego słowa znaczeniu.
Cały komiks jest zresztą pod tym względem pełen epickiego rozmachu – osiedle, milczący zbiorowy bohater i tło wydarzeń, to urbanistyczny wynaturzony horrorek, moloch, miejski lewiatan. W takim miejscu nawet bez niczyjej pomocy ludzie mogą mieć ochotę rozstać się z życiem. Podobno zresztą to właśnie artykuł o samobójstwach na blokowiskach zainspirował Otomo do stworzenia tej opowieści.
Domu to opowieść pozornie spokojna i powolna, prawie jak u Kinga. Finał jest spektakularny a zakończenie w zasadzie pozostawia nas z otwartymi pytaniami. Im dłużej mu się przyglądałem, tym bardziej się zastanawiałem – co tak naprawdę stało się główną bohaterką?
Sięgnijcie po tę mangę. Jest zupełnie inna niż opus magnum Otomo, ale równie dobra.
świetny komiks!
ja to macałem jeszcze w księgarni „u Izy”. też juz historia. teraz tam chińska knajpa jest.
O ba, stary, ta księgarnia to istniała w latach 90-tych… :D Jak Mangazyn zresztą. Sklep, a nie to pisemko.