Rozkosze szukania sensu komiksu

RozkoszCzyli z hezytacją podana supozycja interpretacji.

Zgodnie z opiniami specjalistów z zakresu biologii życiem każdej istoty na tym najlepszym ze światów sterują trzy główne popędy. Są to oddychanie, zdobywanie pożywienia oraz dbanie o ciągłość gatunku drogą rozmnażania płciowego. Uszeregowałem je tu ze względu na kluczowość dla jednostki i ogółu gatunku – bez oddechu, to tylko Funky Koval (że pozwolę sobie na taki żart), bez jedzenia przetrwać można, w zależności od przynależności gatunkowej, nawet dość długi czas, zaś rozmnażanie jako takie jednostce samej w sobie potrzebne nie jest.

Co ciekawe, te trzy silniki napędowe życia, w ujęciu ludzkim, szczególnie współczesnym, zyskują odwrotną priorytetyzację.

Oddychanie, będące czynem mimowolnym, odbywające się niejako mimochodem, poza wybranymi grupami społecznymi korzystającymi z zaawansowanych technik medytacyjnych nie zdołało sobie wśród Homo sapiens wykształcić rytuałów kulturowych.

Zdobywanie pożywienia bez wątpienia stało się osią rodzącej się w zamierzchłych czasach dominacji naszego gatunku nad światem, obrastając w rytuały magiczne, społeczne, kulturowe, ewoluując, aby ostatecznie wynaturzyć się w charakterystycznym dla szerokich mas społeczeństw wysoko rozwiniętych wyścigu szczurów po dobra konsumpcyjne.

Trzeci natomiast popęd, czyli pragnienie rozmnażania, swoją pierwotną funkcję pełni już tylko na zasadzie wartości dodanej, stając się czynnością samą w sobie, oderwaną od ważkiego pierwotnego charakteru. Niezależnie od stopnia zepsucia cywilizacyjnego danego społeczeństwa, wszystkie one wykształciły wokół swojej seksualności multikontekstualne, zahaczające o prawie wszelkie sfery życia, systemy zachowań, zasad, tabu i wielkie pokłady wszelkich rzeczy innych, kulturowo-cywilizacyjnego balastu tworzącego człowieka.

I o tym, w swoim niezwykłym komiksie zatytułowanym Rozkosz, opowiada Blutch. O tym, a konkretniej o skrzywionym i zdeformowanym podejściu do ludzkiej seksualności w tzw. społeczeństwach zachodnich. Erotyzm i seks są w nich obwarowane konwenansem i prawem formalnym i zwyczajowym, wbrew temu, co chcielibyśmy myśleć, równie mocno jak w nazywanym „zacofanym” Islamie. Spuścizna kulturowa chrześcijaństwa, dążącego do eliminacji matriarchatu i kultów bóstw żeńskich, niejako rykoszetem wykastrowała w kulturze europejskiej erotyczność.  Blutch pokazuje obecny, represyjno-opresyjny system podejścia do ludzkiej seksualności w opozycji do niej samej jako parę prezydent-generał, polującą na „coś jakby w rodzaju zwierzęcia”.

Ta trójca ekstrapoluje nam już na samym początku sytuację. Prezydent to reprezentacja praw określających w jakim wieku, z kim i w jakiej pozycji wolno nam oddawać się uciechom cielesnym. To element represyjny – nie wie, z czym ma do czynienia, wiedza ta jest dla niego niezbyt pożądana i w zasadzie zbędna. Jest on elementem represyjnym, nie tylko w ujęciu niepożądanego traktowania czy szykanowania, ale także, a może nawet – przede wszystkim, represji jako mechanizmu psychologicznego, czyli prostego wyparcia.

Generał to ikona maskulinistycznej machiny wojennej, w jaką w czasach już starożytnych wynaturzać się zaczął drugi z podstawowych motorów istnienia życia, czyli poszukiwanie pożywienia. W swoim mundurze i ze swojego wszechmocnego stanowiska prezentuje siłę opresyjną, element dbający o egzekwowanie narzuconych na seksualność zasad.

Zwierzę natomiast rzeczone, to nic innego jak zobrazowanie pierwotnego instynktu i związanej z nim rozwiniętej nadmiarowo seksualności w kontekście współczesnej cywilizacji. Z jednej strony traktujemy seks jako coś pierwotnego, zwierzęcego, gorszego czy niegodnego – stąd właśnie taki symbol w kluczu Blutcha. Z drugiej sami przecież dorobiliśmy do niego fasadę konwenansu, o czym traktuje historia. Warto zwrócić także uwagę na wynajęcie cywilnych myśliwych do polowania. Widzimy tu narzucanie zasad kulturowo-społecznych istotom osobniczym. To, ale także, co gorsza, wykorzystanie jednostek to umocnienia negacyjnego stosunku wobec ludzkiej seksualności. Tym bardziej, że zgodnie ze słowami generała – biegli w tych działaniach i zwiększający dzięki temu skuteczność aparatu.

Samą seksualność i jej formy w opozycji do tzw. norm kulturowych obserwujemy w zależności od kontekstu i postaci, z którą ten jest związany.

W sytuacji pierwszej widzimy dwie małe dziewczynki, z których jedna jest naga. Oddają się one polowaniu na lisa, a więc także na zwierzę, które można postrzegać tu metaforycznie. Nie jest to jednak małpa, na którą polują prezydent, generał i myśliwi. Seksualność tego kontekstu nie istnieje, albo może istnieje jedynie w kanale komunikacji z czytelnikiem, zgodnie z opinią Alana Moore’a o skażeniu kultury współczesnej pedofilią 1). Mimo śmiałych opinii tuzów ludzkiej psychologii o istnieniu seksualności dziecięcej tutaj nie mają one zastosowania. Nagość jest incydentalna i jest jedynie skutkiem ubocznym innego działania, służącego zupełnie odmiennemu celowi. Dziewczynki nie poświęcają jej żadnej uwagi i nie dostrzegają w niej kontekstu erotycznego. Inaczej, niż – najwyraźniej – ich opiekunka. Tym bardziej jest to według mnie pogląd uprawniony, że dziewczynki polują tu na lisa. Pada nawet słowo „oswoić”. Nie można nie zauważyć tu ewidentnego nawiązania do jednej z ikon literatury francuskojęzycznej jaką jest Mały Książę. Seksualność więc w zasadzie nie funkcjonuje na tym etapie.

Zgoła odmienny kontekst pokazuje nam już postać Severine. Po spotkaniu z dziećmi udaje się samotnie w las gdzie szuka zaspokojenia seksualnego. Scena, gdy ociera się o spływające sokiem drzewo ma w sobie niezwykłą pierwotną moc prastarego rytuału magicznego, mającego zapewnić płodność plonów, trzody i społeczności i umożliwić przetrwanie grupie. W ciekawym świetle stawia tę scenę fakt, że ikoniczny zwierz obserwuje dziewczynę z krzaków, ukryty. Można doszukać się tu sugestii, iż pierwotny instynkt znalazł się na tym etapie rozwoju cywilizacyjnego, gdzie pełnił – prócz swej funkcji podstawowej – także ważne zadania w innych kontekstach.

Niczym w opozycji do przedchrześcijańskiego kultu Bogini-Matki i do społeczeństw matriarchalnych, dwie kolejne sceny prezentują osobniki ludzkie rodzaju męskiego.

Pierwsza z nich prezentuje myśliwych, narzędzia opresyjne najęte przez generała, poszukujące zwierzęcia z zamiarem zabicia. Rozmawiają oni dosyć otwarcie o swoich praktykach seksualnych, przy czym jeden z nich przyznaje od razu, że wszelkie jego działania w tej sferze są całkowicie irracjonalne, destrukcyjne i niezrozumiałe. Oczywiście w opozycji do tzw. ogólnie przyjętych norm, takich jak ustalony porządek moralny społeczeństwa, instytucje cywilizacyjne typu małżeństwa i inne. Scena ta kończy się wspólnym spotkaniem trójki mężczyzn nad zwłokami – wymowny symbol agresywnego charakteru społeczeństw patriarchalnych. Jest ona o tyle groteskowa, że polując na małpę, na pograniczu lasu i szczerego pola jeden z nich ubił wielką rybę. Pokazuje to absurdalność, nierealność i całkowite oderwanie podejmowanych przez myśliwych ruchów od prawdziwej rzeczywistości. Oniryczne wydarzenie jest tu rodzajem przestrogi przed nieprzemyślanymi działaniami i ich niemożliwymi do przewidzenia, a zgoła niecodziennymi wynikami.

Drugim mężczyzną w tym układzie jest asystent prezydenta, w kolejnej scenie dla żartu pozostawiony na pustej drodze przez tamtego. Jest on przeciętną ofiarą cywilizacji technicznej, zagubioną w obliczu głuszy, zależną jedynie od swojej komórki, a także żałosną. Biorąc udział w obławie na zwierza, czyli symbolicznie stając się pionkiem frontu moralnego skierowanego przeciw popędowi, jest zdolny tylko do jednego – błagania o gratyfikację erotyczną. Nie jest ważna sytuacja, otoczenie ani myśl o przyśpieszeniu wydobycia się z opresji, lecz ulotny, a – najwyraźniej – silniejszy niż cokolwiek innego instynkt seksualny.

W tych dwóch scenach zderzają się postawy przeciwstawne – z jednej strony opresyjno-represyjne, narzucone odgórnie społeczeństwu przez siebie samo, z drugiej zaś wiernopoddańcza zależność od popędu, nad którym w groteskowy, nieskuteczny sposób próbuje ono zapanować. Zastanawia umieszczenie w takiej superpozycji wyłącznie osobników męskich na tym etapie rozwoju historii.

W tym momencie dotarłem w tej interpretacji do mniej więcej połowy utworu i chociaż korci mnie bardzo, aby ciągnąć daje taką farsę, jest to zbyteczne. Takie pary postaci jak Farrah i Bouli, Yvon i Christine czy rodzina, obdarowująca się ciężkimi od symbolicznych zaszłości kamieniami, aż błagają mnie o dalszą zabawę w odczytywanie ukrytych sensów, ale co za dużo, to stanowczo nie jest zdrowo.

Wszystkie powyższe przemyślenia bowiem, to stek potwornych bzdur, które wymyśliłem w wannie dzisiejszego poranka. Sądzę, że można by z powodzeniem w takiej stylistyce trafić na podatnych czytelników, którzy wypisywane z ochotą kocopoły mogliby wziąć za dobrą monetę i odnaleźć w nich echa własnych poglądów interpretacyjnych związanych z Rozkoszą. Być może nawet jest jakaś prawda w tych durnych kretynizmach. Wszystko bowiem zależy, jak chcemy sami zinterpretować utwór. Autor, potencjalnie, aczkolwiek niekoniecznie, sam implikuje w nim pewne rzeczy. Ale może jednak wszystko, co widzimy, zależy tylko od nas. Parając się amatorsko pisywaniem dawniej opowiadań obecnie częściej krótkich scenariuszy komiksowych z niekłamaną, nomen omen, rozkoszą wysłuchuję cudzych opinii typu „co chciał nam powiedzieć pisarz”. Choćbym myślał latami, niektórych z nich na pewno bym nie stworzył.

Bo, być może, Blutch napisał po prostu świetną historię, zgrabnie i płynnie opowiedzianą, z naprawdę ciekawą, niebanalną i niezwykłą w czasach zalewu mainstreamowej tandety oprawą graficzną, udowadniającą, że komiks może być sztuką jeśli zechce. Historię, którą czyta się z zapartym tchem i niczym w Alicji w krainie czarów za każdym rogiem, na każdej stronie czai się niespodzianka. I, być może, jak we wspomnianym Małym Księciu, w każdej postaci kryje się czytelna symbolika, pewien archetyp, konterfekt współczesności. Ale może to tylko zgryw, a Blutch śmieje się do łez, wyobrażając sobie bandę fiutów, napinających mózgi przy próbie zrozumienia czegoś, czego w tej historii nie ma i nigdy nie było.

Bo, może, Derrida miał jednak rację?


Rozkosz
Scenariusz i rysunki: Blutch
Format: A4
Objętość: 112 stron
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Cena okładkowa: 39,90 zł
Papier: offset

Wydawca: Post

 

 

 


1) „Can it be a coincidence that, say, in the Sun newspaper, the ideal of female beauty would seem to be the body — the overdeveloped body — of a nubile woman and, what, the face of a twelve-year-old? Paedophilia is completely ingrained within our culture.” – Alan Moore

Avatar photo

Bartek Biedrzycki

Autor książek, komiksów, podcastów i papierowych modeli.

You may also like...

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *