Taki rant

Jestem heretykiem. Właśnie w tekście do kolejnego podcastu B180 napisałem, że komiksy są do czytania, a nie do kolekcjonowania. I ja naprawdę w to wierzę.

Co więcej, nie cierpię organicznie komiksów w twardej oprawie. Niewygodnie się to czyta i człowieka jakoś onieśmiela, aż głupio to tak brać do ręki. Zajmuje bezsensownie dużo miejsca na półce. Kosztuje więcej, kompletnie idiotycznie. Niczemu prócz ozdoby nie służy – ja o swoje komiksy dbam, nawet w miękkich oprawach się nie niszczą. Niedawno spakowałem większość kolekcji (cały Gacek) w folie.

Mam dwa (słownie: dwa) w twardej oprawie. Jeden z nich mam zamiar sprzedać latem, drugi jesienią i wymienić na edycje TP.

Nie wyobrażam sobie czytania kilkusetstronicowego tomiszcza Akiry (OK, niekoniecznie czytania, bo nie znam kanji), gdyby było oprawione na twardo.

Takie moje pieprzenie.


Marcin Rustecki, były naczelny TM-Semic, miał nieszczęście powiedzieć na WSK, że takie oficyny jak np. Kultura Gniewu wydają komiksy niszowe, na zachodzie mało znane.

Na forum Gildii podniósł się krzyk, że herezja. Bronił biednego redaktora tylko miejscowy trykociarz (kto uważa, że to określenie pogardliwe i pejoratywne, ręka w górę – ja uważam, a tak na nas niektórzy wołają), któremu notorycznie ktoś wytyka, że jest fanem mainstreamu i w ogóle, najlepiej, żeby tylko mainstream czytał. I się nie wypowiadał.

Nota bene, widziałem ostatnio ciekawie skaleczoną pisownię: „mainstreem”. Język, nie tylko polski, schodzi na psy.

Czy wbić na pal heretyka Rusteckiego?

Hm. Na przykład z okładki Ghost World: „(…) do dziś sprzedano ponad 100 tysięcy egzemplarzy [tego komiksu]”. No, to niezły wynik, nie jest to żadna nisza ani żaden underground.

Dla porównania, weźmy, nie wiem, jakiś zeszyt mainstreamowego trykociarstwa. Niech będzie powiedzmy X-Men #1, Jima Lee. Sprzedał się zaledwie w 8 milionach egzemplarzy.

W końcu nie wiem, czy Rustecki miał rację? Może przegiął, mówiąc, że to komiksy nieznane i niszowe. Ale stanowczo różnica między 100.000 egzemplarzy noweli graficznej, a 8.000.000 egzemplarzy jednego zeszytu miesięcznej serii to dane usprawiedliwiające pewne poglądy.

OK, jestem bucefałem, dobrałem tendencyjnie przykłady.


Zuza zyskała u mnie przydomek „dziecko poprzeczne”. Nie wiem czemu, ale nie jest zdolna do spania wzdłuż łóżeczka. Co zaczyna być problemem, bo w poprzek mieści się tylko z podkulonymi nogami. Jest za duża po prostu. Mógłbym się tak gapić na nią jak śpi godzinami.


Zbliżają się trzecie urodziny CMD. Może będzie niespodzianka. Zależy, jak komu się uleży. Może i dwie niespodzianki będą.

Avatar photo

Bartek Biedrzycki

Autor książek, komiksów, podcastów i papierowych modeli.

You may also like...

4 komentarze

  1. gilo pisze:

    ale ale
    gdzies kiedys czytalem, jak mowil ktos z ekipy pracyjacej przy ekranizacji hellboya, ze nie wiedza jak to bedzie z tym filmem, czy ludzie na to beda chodzic bo to jest malo znany komiks.

  2. godai pisze:

    To w ogóle temat śliski. Często zdaje się jest tak, że nie komiks wydźwiga film, tylko ostatecznie film ratuje podupadający komiks.

    No, chyba, że mówimy o gównie pokroju Batmanów z sutkami na kostiumie.

    A Hellboy – no bo jest mało znany. W porównaniu z Supermanem, Spider-manem czy Kapitanem Ameryką (szczególnie odkąd kojfnął), to taki, niemal, hm, niszowy? ;)

  3. r. sienicki pisze:

    o boże przypomniała mi sie ekranizacja Kapitana Ameryki.
    na urodziny CMD możesz to wreszcie zakonczyc :D
    low ju.

  4. godai pisze:

    Przynajmniej tę decyzję podejmę sam, a nie będzie tak, jak z MODR.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *