Am besten nichts neues

Tekst ten pierwotnie ukazał się w innej wersji w magazynie Kultura Liberalna.

Dziecięciem będąc zaczytywałem się w powieściach przygodowych i awanturniczych, wielbiąc Curwooda, Szklarskiego i Londona. O tej fascynacji było zresztą w innej recenzji komiksowej. Faktem jest, że z powieści awanturniczych przerzuciłem się dość szybko na opowieści o wojnie – opowieści wszelkie, prawdziwe i wymyślone, paradokumenty i beletrystykę, o nazistach, Japończykach, ludziach radzieckich, wojsku carskim i wszelkim innym.

Być może z tego względu zapowiedź komiksu Pierwsza Wiosna z wydawnictwa Timof i cisi wspólnicy zwróciła moją uwagę. W ostatnich latach wyszło w Polsce kilka komiksów traktujących o drugiej wojnie światowej – rewelacyjne arcydzieło, jakim był Maus, dość nieudany Josel, czy ostatnio głośna wariacja na temat – Skasowałem Adolfa Hitlera, którą przekartkowałem i odłożyłem, bo odrzuciły mnie psie gęby bohaterów (tak mam, niestety, jestem głównie wzrokowcem; Sandman też mnie odrzucił).

Pierwsza wiosna prócz podejmowania dość trudnego tematu wyróżnia się jeszcze jednym – jest to adaptacja. A konkretnie, przełożona na język komiksu powieść Klausa Kordona, ostatni tom Trylogii czasów przełomu traktującej o kluczowych wydarzeniach w historii dwudziestowiecznych Niemiec.

Pierwsza wiosna

Akcja zaczyna się w początkach 1945 roku – wojska radzieckie zbliżają się do bezlitośnie bombardowanego przez Aliantów Berlina. W zbombardowanych domach, kryjąc się przed bombami po piwnicach, żyją ludzie. Zwykli Niemcy. Chciałoby się powiedzieć – „inni Niemcy”, cytując tu słynny film, chociaż nie wszyscy oni wzbudzają sympatię. Są wśród nich zwyczajni ludzie, przerażeni i zmęczeni wojną, są oddani rządzącemu prądowi oportuniści, gotowi zmienić poglądy z chwilą zmiany dominującej partii, ale są też fanatyczni zwolennicy nazizmu, gotowi prędzej zginąć niż zaprzeczyć ideom narodowego socjalizmu i rozkazom Adolfa Hitlera.

Ten świat Berlina schyłku walk czytelnik poznaje oczami głównej bohaterki, 12-letniej Änne. Wychowują ją dziadkowie, bo rodzice, przeciwnicy nazizmu, jeszcze przed wojną trafili do obozów, zadenuncjowani przez ciotkę dziewczynki. To jej oczyma widzimy upadek Trzeciej Rzeszy i wkroczenie Armii Czerwonej. Koniec wojny trudno nazwać końcem kłopotów – Rosjanie nie są nastawieni przyjaźnie – opowieści jednego z radzieckich oficerów dość dokładnie obrazują piekło, jakie przeszły z rąk hitlerowców narody podbite w tym konflikcie.

W takim właśnie momencie z obozu, oswobodzony przez wkraczające wojska, wraca ojciec dziewczynki. Razem, całkiem od nowa, muszą poskładać potrzaskany świat.

Trzeba przyznać, że komiks jest bardzo sprawnie zrobiony. Od strony warsztatowej autor grafiki, Christoph Heuer (sympatyczny Niemiec sympatycznie podobny do Alana Moore’a) wykazał się dobrą znajomością komiksowego rzemiosła i zrozumieniem języka komiksu. Można narzekać na zbyt mały dynamizm, ale nie o niego w tej opowieści chodzi. Utrzymany w manierze uproszczonego realizmu rysunek dokładnie i szczegółowo odtwarza Berlin 1945 roku – rysownik oparł się na imponującym materiale dokumentującym upadek miasta.

Od strony scenariusza też jest wszystko w porządku – nie znać trafiającego się czasem przy takich adaptacjach przeładowania narracją i niepotrzebnego opisywania słowami tego, co jest już w obrazku, jak w przypadku np. Jestem legendą.

Jednak trudno nazwać ten album wybitnym. Trudno jest mi ocenić, czy winna jest tu sama praca ludzi przenoszących opowieść między dwoma tak różnymi mediami jakimi są literatura i komiks, czy też kłopot leży w samej historii. Po lekturze tego dość pokaźnego tomu – ponad 230 stron – miałem wrażeniem, jak po przeczytaniu Na zachodzie bez zmian. Złośliwi krytycy współcześni tej powieści charakteryzowali ją jednym zdaniem – Am besten nichts neuses. Pierwsza Wiosna sprawia niestety podobne wrażenie – że gdzieś, kiedyś już to widzieliśmy. Mimo to warto po nią sięgnąć, bo chociaż zdarzają się w niej naiwne i fałszywie brzmiące momenty, jak opowieść o biednych Weimarczykach, którzy nie wiedzieli, że za miedzą mają nazistowski obóz koncentracyjny – na pewno jest to ciekawe spojrzenie na wojnę oczami ludności cywilnej, uwikłanej w konflikt, który nie był ich konfliktem i płacącej za to podobną cenę jak inne ofiary nazizmu. Zastosowana perspektywa dziecka sprawia, że na pierwszy plan wysuwają się sprawy pozornie mniej ważne, a sama wojna, nazizm i wszelkie zło, jakie ze sobą niosły stają się nieco abstrakcyjne.

pierwsza_wiosna_okladkaPierwsza wiosna

Scenariusz: Gerlinde Althoff
Rysunki: Christoph Heuer
wg powieści Klausa Kordona:
Liczba stron: 244
Format: 150X210 mm
Oprawa: miękka
Papier: offset
Druk: czerń i biel

Wydawca: Timof i cisi wspólnicy

Avatar photo

Bartek Biedrzycki

Autor książek, komiksów, podcastów i papierowych modeli.

You may also like...

3 komentarze

  1. pjp pisze:

    Nie zgadzam się z tą recenzją.

    Narracja w tym komiksie jest naprawdę drętwa i przypomina takie hity jak historia o dzwonie z 11/11. Komiks czytałem chyba przez 4 dni, bo nie potrafiłem za jednym przysiądnięciem przeczytać więcej niż 50 stron. Tak mnie nużył i wkurwiał jednocześnie.

    Rysunki nie są dynamiczne, to prawda, ale nie możesz mówić „a nie o niego chodzi”, gdy rysownik stara się jakimiś dziwnymi sposobami (nieudolnymi) ten dynamizm uzyskać. Widać to na każdej scenie jak Anne biegnie chociażby. Generalnie rysunki są po prostu średnie. Bardziej średnich dawno nie widziałem. A najlepszą rzeczą jest chyba obracająca się o 360 stopni i lewitująca głowa ze strony 191. Przy okazji twarz i włosy Anne zmieniają się w przeciągu jednego kadru. Dziwi mnie, że ten rysunek Ci odpowiada skoro „jesteś wzrokowcem”.

    Kolejna sprawa – tzw. „perspektywa dziecka”. Ja nie widzę takowej. Wszystko jest przedstawione jak relacja zewnętrznego obserwatora, który po prostu skupia się na Anne, ale to zupełnie nie wygląda na historię „oczami dziecka”. Opowieść jest z perspetywy ludności cywilnej (co do tego się zgadzam), ale nie dziecka.

    Powiem tak – zawiodłem się na tym komiksie, bo liczyłem na to, że będzie on taką rękawicą rzuconą „Berlinowi” Lutesa. Nie, że to będzie coś podobnego, tylko że będzie to coś równie dobrego. Co udowodni, że Niemcy też potrafią się wziąć za swoją historię i opowiedzieć w formie komiksu. No i to pierwsze owszem (bo widzę cały zamysł i wyobrażam sobie jak może wyglądać książka Kordona), ale to drugie cienko.

    Oto, co mam pozytywnego do powiedzenia o tym komiksie: ma fajną okładkę.

  2. gnz pisze:

    zmusiłem się do przeczytania połowy, i odpuściłem sobie.

    zasadniczo zgadzam się z tym co napisał Łukasz.

  3. Avatar photo godai pisze:

    @pjp: nie od dziś wiadomo, że wolę kiepski realizm od niekiepskiego nawet czego innego, o to chodziło we „wzrokowcu”. Trochę złe słowo, ale już nie będę tego odkręcał.

    @gnz: skasowałem ci tego zdublowanego posta. Żebyś potem nie gadał, że ci coś ocenzurowałem :D

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *