107. Oswoić?
Chodzimy na piwo w plener. Zawsze tak fajniej jakoś, jakby nie było.
Chodzimy czasem w dół rzeki, do tzw. przepompowni. Tam jest betonowe obramowanie wylotu kanałów, więc można usiąść nad rzeką i posiedzieć.
Ostatnio spotykamy tam małego wyleniałego gościa. Chyba miejscowy.
Pierwszy raz natknęliśmy się na niego późnym latem.
– Ty patrz, pies? Nie, chyba lis! – pstryk lampa czołowa, szast-prast promieniem światła, stoi. My na wale, on po drugiej stronie drogi biegnącej u podnóża. Stoi, patrzy, zainteresowany. No, ale nas jest dwóch, a on sam, więc odwraca się i znika w krzakach porastających krawędź łęgu.
Zeszły piątek, ta sama trasa, z grubsza na tej samej wysokości.
– Patrz teraz – wyciągnięta dłoń – tam zbiegł z drogi lis, zaraz będzie tam – ręka zatacza koło. Po zamarzniętym rozlewisku biegnie niska sylwetka z długim ogonem. Przystaje, ogląda się. Nas dwóch, a on sam, więc odwraca się i biegnie dalej.
Musi mieszkać gdzieś na granicy łęgu, niedaleko zespołu szkół. Może chowa się w jednym z dawnych, nieużywanych budynków gospodarczych.
Następnym razem jednak wezmę aparat.
O, mieszka mniej więcej gdzieś tam, na prawo od wieży:
http://chzjustcapshunz.files.wordpress.com/2012/04/funny-animal-captions-the-bad-side-of-the-forrest1.jpg
Hahaha. Facepalm.