Dobry wieczór, Brusio

Mamusia nie żyje, tatuś nie żyje. Ktoś dostanie za to mocno w papę od Brusia.

Grafika przedstawia fikcyjnego amerykańskiego multimilionera imieniem Bruce Wayne stojącego na ulicy, otoczonej przez wieżowce. Mężczyzna ma atletyczną budowę i ubrany jest w garnitur, którego niektóre elementy przypominają fragmenty stroju Batmana.

Ten obrazek ma historię, więc poświęćcie kilka minut na jej przeczytanie.

Od zawsze chciałem opowiadać historie obrazem. Serio. Lubiłem wymyślać opowieści, ale komiks to był moja najpierwsza, największa miłość. Pierwszy narysowałem mając chyba 3 czy 4 lata.

Niestety, o ile umiejętności składania wyrazów w taki sposób, żeby inni chcieli z tym obcować posiadłem w stopniu zadowalającym zanim jeszcze skończyłem podstawówkę – i nie omieszkałem wdrożyć tej zdolności w praktyce, co kontynuowałem potem radośnie przez całą szkołę średnią i z przerwami do dziś – o tyle w kwestii uzdolnień graficznym prezentowałem się zawsze i prezentuję się nadal dość ubogo.

Przez wiele lat dzielnie nie przyjmowałem tego do wiadomości i próbowałem, ale ostatenie jakoś w połowie pierwszej dekady XXI wieku było jasne, że Biedrzycki rysować nie za bardzo umie i nie zrobi na tym kariery. Zmuszony byłem zrobić to naookoło, wspomagając się technologiami i technikami.

Co z was, co są ze mną od czasów przed premierą „Kompleksu 7215” wiedzą, że robiłem kiedyś komiks internetowy, który miał ostatecznie sto odcinków. Odcinki te rysowałem pieczołowicie rotoskopując zdjęcia – z początku z sieci, ale stosunkowo szybko zacząłem sam tworzyć wsad do produkcji. Fotografowałem znajomych, miejsca, obiekty i rotoskopowałem jak leci, tworząc kolejne odcinki „Co mówiłem, durniu?”. Trzeba sobie radzić.

Prawie tę samą technikę wykorzystałem tworząc „Klaster – dorastanie i tak jest do dupy”, czyli moją autorską nowelę graficzną z wątkami cyberpunkowymi. Tak do tworzenia materiału wsadowego używałem Posera i generowałem postacie w 3D, aby następnie je rotoskopować.

Obie te produkcje mogę po latach oceniać różnie i różny był ich odbiór, ale wiem jedno – robienie ich dawało niesamowitą frajdę.

Brusio Wayne stojący na brudnej gothamskiej ulicy to najmłodszy brat moich artystycznych przedsięwzięć. Wygenerowałem go z użyciem algorytmu sztucznej inteligencji w modelu „deliberate”, stosując różne kary i groźby, zanim wreszcie wyszedł taki, jak chciałem.

Zabawa tutaj jest nieco bardziej skomplikowana: komiksy bowiem rotoskopowałem na żywca, cyfrowo, tabletem wprost do Photoshopa. Stare, dobre, wysłużone Bamboo zresztą ma się świetnie i obecnie przejęła je Zuza. W przypadku tych nowy grafik bawię się w wersję rozszerzoną.

Najpierw rotoskopuję mozolwnie wygenerowaną grafikę ołówkie z użyciem cyfrowej wersji japońskiego podświetlanego stolika – czyli wprost z ekranu. Ale potem jest to już robota analogowa i to jest największa frajda. Ołówkowy szkic tuszuję tradycyjnymi technikami, eksperymentując z mnóstwem mniej lub bardziej oczywistych narzędzi. A potem często jeszcze koloruję.

Czy to uczciwe?

Z pewnością Roy Liechtenstein kopiujący kadry komiksowe za grubą kasę nie był uczciwy, bo żaden z autorów nie zobaczył z tych milionów ani centa.

To co ja robię, jest nieco innym przypadkiem – wszystko robię sam, od generacji, przez cały skomplikowany i żmudny proces i wierzcie mi, nauczyć się rotoskopować, inkować, kolorować i literować musiałem sam.

Sądzę, że dopóki nie ukrywam tego, jak powstają te grafiki, to sprawa jest uczciwa.

Ale tak naprawdę chodzi jeszcze o coś innego. Sztuczna inteligencja to narzędzie. Dużo bardziej zaawansowane, niż wszystkie skrypty, akcje i efekty w Photoshopie, bardziej zaawansowane niż to, co robi After Effects itd. Ale narzędzia,to tylko narzędzia. Do użycia nawet najlepszego potrzebny jest człowiek.

Wierzcie mi, to nie tak, że ktoś wpisze byle co w prompt i uzyska zadowalający efekt.

Umiejętność wygenerowania szkicu, na którym oparłem gothamskiego multimilionera to też była nauka. Mniej więcej roczna.

Każda chwila poświęcona na naukę pisania promptów pod konkretny model, każda minuta spędzona nad ekranem albo kartką, wszystkie godziny tuszowania coraz bardziej absurdalnymi narzędziami i lata uczenia się, jak nakładać kolor tak naprawdę miały jeden cel.

Ja bawię się świetnie. Wiem, że i moje komiksy i moje rysunki mają swoich wiernych fanów (co to o nich mówi, to nie wiem). W końcu czy w sztuce nie chodzi o wyzwalanie emocji?

Ale musimy być uczciwi nawet robiąc sztukę. Dlatego odróżniam grafiki wspomagane SI od tych zwykłych. Te pierwsze, „cyborgizowane” sygnowane są ideogramami 五大. Te tradycyjne podpisuję normalnie alfabetem łacińskim.

Żeby nie było.

Avatar photo

Bartek Biedrzycki

Autor książek, komiksów, podcastów i papierowych modeli.

You may also like...

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *