19. słowo na niedzielę
Ignorance is preferable to error, and he is less remote from the truth who believes nothing than he who believes what is wrong.
Tomasz Jefferson
Jest co najmniej kilka rzeczy, o których mógłbym dziś napisać.
Na przykład, że nadszedł kolejny rok. Mógłbym napisać postanowienia, które byłyby bzdurne i nieziszczalne. Chociaż niektórzy potrafią. Każdy chyba słyszał historię faceta, który po północy przyjechał na posterunek, oddał kluczyki i prawo jazdy i oznajmił osłupiałym policjantom, że ma takie postanowienie noworoczne – nigdy już nie jeździć po pijanemu. Miał 1.5 promila we krwi, grozi mu dwa lata więzienia.
Mógłbym wyśmiać takie postanowienia, podsumowania itp. ale żapąfą zrobił to już w piątek i chyba lepiej, niż ja bym to zrobił.
Mógłbym napisać parę słów o pseudointelektualnych, pseudoakademickich dyskusjach rodem z internetu. Ja jestem człowiek prosty i wolę, jak mi kolega powie „bo ona miała sutki jak McKellar” niż czytać kocoboły w stylu „w empiryzacji owych sutków, szczególnie w kontekście kulturowo-religijnych konotacji, zwłaszcza w świetle poprzednich prac autora, w tym pewnej ultra rzadkiej, limitowanej serii, którą mam honor posiadać w swoich zbiorach, a której zdobycie kosztowało mnie ogromne nakłady czasu i środków, doszukiwać należałoby się ekstrapolacji i projekcji kondycji człowieczej w kontekście szerzej pojętej ikony, której funkcja seksualna jest jedynie zwodniczą i nie jedyną”.
Ale nie napiszę o tym, bo fajnie się o tym plotkowało na gadu, ale już drugi raz nie chce mi się tego mielić.
Mógłbym też napisać o tym, nad czym ostatnio pracuję, bo to dość modne. Ale nie pracuję nad niczym nowym, o czym wszyscy zainteresowani by już nie wiedzieli.
To samo tyczy się także rzeczy, o których mam zamiar napisać na GŚ, ale po co psuć niespodziankę czytelnikowi?
Jednym słowem, chyba mógłbym zupełnie o niczym dziś nie pisać. Ale wtedy musiałbym opuścić niedzielę, a przecież pisanie takiego cotygodniowego wpisu (bo nazwanie go felietonem grozi zaraz ogólnointernetową intifadą i ekshumacją Torquemady, aby mógł mnie pokarać za nadużywanie terminu [odwrotnie niż w przypadku kontrowersji z terminem „recenzja”]) jest dla mnie jakimś rodzajem celu samego w sobie.
Poza tym, mogę wpisać się w popularny trend kreowania się na e-celebrity dzięki mówieniu o wszystkim, mimo, że naprawdę nie ma się nic do powiedzenia.
Oszczędzę sobie też na koniec ironicznego komentarza o byciu ignorantem. Bo byłby zbyt oczywisty.
>Mógłbym napisać parę słów o pseudointelektualnych, pseudoakademickich dyskusjach rodem z internetu.
Masz na myśłi Julka?
Raczej tzw. „zakisłe fora”.
Zakisłe Moczary Intelektu, gdzie krążą wampiry?
Myślałem, że jakąś soczystą awanturę przegapiłem.
W ogóle, często się wszyscy więcej spodziewają po tym, co ja tu wypisuję. Jakiegoś drugiego dna szukają, jakby to komiks był czy coś.
To już druga niedziela w tonie „Mógłbym napisać, ale nie napiszę”
A nie piszesz bo:
a) wiesz, że my to wiemy, bo masz inteligentnych czytelników
b) nie chce Ci się, ale coś pisać trzeba
Może byś wreszcie coś napisał… Batmana jakiegoś polecił. On tam znika i umiera w Stanach, a Ty nic.
zapodałbyś zdjęcie tych sutków.
@pawelk: o Batmanie tu nie piszę, bo jest B180 od tego. Batman umiera kolejny raz, zresztą nie oszukujmy się, nie ma jeszcze w popkulturze takiego tworu, żeby protagonista nie przeżył wybuchu helikoptera, odsyłam chociażby do Death in the family gdzie Joker „zginął” w ten sposób. Dlatego tam z JAPONem i Chudym polecamy (tam w sensie na B180) stare dobre komiksy, a nie te wyrzygi współczesne.
@au: proszę:
Tu więcej