Lodówka i egipskie plagi

„Serce Neftydy” trafiło do mnie przedpremierowo. Z konkretną prośbą – o opinię. Pozwolę sobie więc taką opinię wydać.

Szczygielskiego – jako autora – poznałem dawno, kiedy wydał „Berek”. Potem na kilka lat zniknął mi z oczu, aż do chwili, kiedy poznaliśmy się osobiście na korytarzach telewizji. Obdarował mnie wtedy „Klątwą dziewiątych urodzin” – w zasadzie nie mnie, tylko moją córkę.

Okazało się, że to sprawny gawędziarz, który umie snuć całkiem współczesne baśnie dla dzieciaków – o czarownicy mieszkającej piętro niżej, o tuczarni motyli, o czarodziejce zaklętej w wyjątkowo głupią wiewiórkę. Bardzo szybko nadrobiliśmy z Zuzą całą tę serię, bo to była świetna robota i widać było, że i autor dobrze się bawił przy pisaniu.

Tak wyposażony sięgnąłem po „Serce Neftydy”. Pojawiło się oczywiście zastrzeżenie „bo to moja pierwsza fantastyka”, które pragnę obalić, bo przygody Majki, prapraprawnuczki czarownicy też są jak najlepszej próby fantastyką. Jednak „Serce” to już powieść, hm, „poważniejsza”, skierowana do starszego czytelnika (powiedziałbym, że 15+) i napisana z myślą o byciu tradycyjną fantastyką.

No i właśnie określenie jej jako tradycyjna może być najwłaściwsze na wstępie. Oto jest bowiem chłopak, dopiero wchodzący w dorosłość. Rzecz dzieje się w przyszłości odległej, ale nie niedosiężnej, w której ludzkość opanowała Układ Słoneczny – no prawie space opera. Pierwszy skojarzenie, które pojawiło się w mojej głowie to „mężczyzna lat piętnastu” Bohdana Peteckiego, przeżywający niezwykłe przygody w rejonie wielkich planet lub na którymś z księżyców Jowisza. Effi, główny bohater „Serca Neftydy” jest spadkobiercą wszystkich Całków Bohdana, który przecież fantastycznych powieści dla młodzieży napisał całkiem sporo.

Świat, w jakim przyszło Effiemu żyć nie jest miejscem przyjaznym – przypomina wręcz te taśmowe powieści YA z antyutopijnym / dystopijnym tłem, gdzie nastolatki walczą przeciw systemowi / czemukolwiek. Układ Słoneczny Szczygielskiego to miejsce smutne; ludzkość opuściła wreszcie kolebkę, ale nie dlatego, że chciała, tylko dlatego, że po prostu musiała. Ziema, przemianowana na Duat, przeorana i zniszczona w Wojnach Genetycznych, to miejsce, gdzie nikt nie chciałby się znaleźć. Tak na dobrą sprawę, to nikt przy zdrowych zmysłach się tą planetą nie interesuje. Chyba, że jest zbiegiem, który nie ma innego wyjścia.

Autor poczyna sobie bardzo liberalnie ze swoim bohaterem. Chłopak, taszcząc wielce cenny ładunek w lodówce (i to ładunek wielokrotnie ważniejszy niż czteropak piwa) trafia w sam środek chaosu rodem z egipskiej mitologii. Duat (d. Ziemia) okazuje się nie tylko nie być toksyczną pustynią, ale również bynajmniej nie jest bezludna. Tyle, że nie są to ludzie, których Effi mógłby się spodziewać. Przy czym chłopak sam nie bardzo wie, czego się spodziewać, bo poza własną matką poznał na żywo jedną osobę – z cała resztą kontakt utrzymywał wyłącznie przy pomocy trójsieci…

Mnożą się problemy, mnożą się przygody, powoli przybywa też bohaterów, pomagających protagoniście pchać ten wózek (przepraszam, nieść tę lodówkę), a wszystko to w kalejdoskopie coraz bardziej szalonych krajobrazów, miejsc i instalacji. Nic nie jest oczywiste – a nie jest takie dlatego, że Szczygielski lubi się bawić tworzywem, jakim jest tekst – powiedzcie mi, jakim trzeba być spryciarzem, żeby w jednym plemieniu pożenić ze sobą dość czytelne nawiązanie do LeGuin i jej najlepszych dokonań z filozofią pewnego słynnego z filmów mistrza wschodnich sztuk walki? Autorowi się to udaje i w dodatku efekt jest doskonały. Przy okazji chyba odrobinę trolluje tym zabiegiem wszystkich odbiorców, ale może się mylę?

„Serce Neftydy” to powieść dla starszych nastolatków – jest sensacja i przygoda, ale to też powieść inicjacyjna – jest w niej odkrywanie siebie, przełamywanie tabu i przekraczanie barier, które dla chłopaka żyjącego dotąd w większości w wirtualnej rzeczywistości jest wyjątkowo trudne. To stawanie się dorosłym, ale tylko pozornie puszczone na żywioł. Niejeden dzisiejszy nastolatek (i to niezależnie od płci) będzie mógł się z kimś takim zidentyfikować bardzo szybko.

Jednocześnie dla pokolenia, które 20-30 lat temu czytało przygodową fantastykę jest to szansa na cofnięcie się do tamtych lat – do powieści, w której warstwa problemowa była drugim dnem dla barwnej, fascynującej opowieści, a nie celem samym w sobie realizowanym przez literaturę. Nie chcę wychodzić przed szereg, ale jeżeli kiedyś będziemy mieli nowego Bohdana Peteckiego, to myślę, że może na to podium wdrapać się właśnie Marcin Szczygielski. Chociaż czuć po tej książce jeszcze niepewność nowicjusza (tylko w gatunku, bynajmniej nie w warsztacie), chociaż jednak minęło te 20-30 lat i teraz „pisze się inaczej” to tak między nami – chciałbym. Szczególnie, że Bohdana zostały mi do nadrobienia jeszcze może ze 3-4 książki.

Premiera „Serca Neftydy” 27 października 2017 roku.

Avatar photo

Bartek Biedrzycki

Autor książek, komiksów, podcastów i papierowych modeli.

You may also like...

2 komentarze

  1. Maciej Liteon Strzępa pisze:

    Nie miałem jeszcze przyjemności czytać nic z twórczości Marcina, zauważyłem natomiast Bartek, że w wielu sprawach mamy podobne zdanie oraz gust dlatego też jestem przekonany, że to jedna z pozycji która pojawi się w mojej bibliotece. Samo to że przyrównujesz powieść Marcina do twórczości Bohdana, jest dla mnie wielkim atutem, brakuje mi tego typu pozycji na rynku!.

  2. O, to koniecznie dodam do listy :-) Dzięki za polecenie!

Skomentuj Maciej Liteon Strzępa Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *