Między otchłanią a szaleństwem

Przyznam szczerze, że polskie fantasy to twór dla mnie nieco obcy. Sapkowski ze swoim Wiedźminem to rzecz oczywista – popularny mocno w Europie Środkowej, a ostatnio, za sprawą bardzo dobrej gry, tłumaczony jakoś mocniej na języki zachodnie. Kres z wiecznie deszczowym Grombelardem, pasmami Szerni i dodatkowymi inteligentnymi rasami (należy dodać z pewnym smutkiem, że Księgi Całości nie zostały nigdy zakończone). Dla mnie z pewnością ważny jest Huberath ze swoim „Vatranem Auraio” mocno korzystającym ze sztafażu, chociaż gatunkowo wyjątkowo nieoczywistym. To samo – odnośnie dekoracji – można przypasować do „Pana lodowego ogrodu”, chociaż znów klasyfikacja jako „fantasy” jest bardzo ryzykowna. Osobiście znam jeszcze teksty Ewy Białołęckiej i kojarzę coraz bardziej popularnego w ostatnich latach Wegnera z jego cyklem o Meekhanie (do którego jeszcze się nie zabrałem). Pewnie tę listę można uzupełnić, ale nie jest to wcale aż tak znów, jak się zdaje, bogaty dorobek, nawet biorąc pod uwagę cały okres od wypłynięcia Białego Wilka w NF. Szczególnie, że w ostatnich latach typowego fantasy już ciężko się doszukać, mimo, że powstają nadal doskonałe melanże gatunków, jak chociażby „Pokój światów” Pawła Majki; no i popularne jest niezwykle urban fantasy, o którym w ogóle nie będę wspominał w tym miejscu, bo nie ma ani potrzeby ani sensu.

Dwie karty 146pxTymczasem jest cykl, który ma na karku prawie dwadzieścia lat, a który jak sądzę często umyka czytelnikom. Sam zacząłem go czytać w 1998 roku, chociaż dałbym sobie uciąć rękę, że Krzyczącego w Ciemności poznałem w liceum. Tymczasem w liceum była wtedy autorka, a ja pomyliłem coś z innymi rzeczami czytanymi w nieodżałowanym „Fenixie” (tak się jakoś złożyło, że lubię łączyć różne rzeczy i będąc ówcześnie jednocześnie fanem Gwiezdnych Wojen i Star Treka, czytywałem także i F i NF; mało kto zresztą poświęca już obecnie uwagę dawnej rywalizacji między tymi pismami).

A więc (nie zaczyna się zdania od „a więc”), a więc tak – mowa o historii czarnego maga imieniem Brune Keare, znanego także jako Krzyczący w Ciemności, chociaż nie są to jego jedyne imiona, autorstwa Agnieszki Hałas. Banita z amnezją, zadra w srebrnym oku Elity, odszczepieniec o twarzy naznaczonej nigdy nie gojącymi się bliznami to postać, która stanowczo zasługuje na większą rozpoznawalność wśród polskiego fandomu. Jego historia powstawała powoli – najpierw pojawił się jako bohater opowiadań, chociaż od razu zarysowany bardzo wyraźnie, podobnie jak otaczający go świat – bardziej przypominający barokowe i renesansowe, chwilami wręcz steampunkowe fantazje, niż kojarzone zwykle z gatunkiem średniowiecze. Jest to świat smutny, porzucony przez swoich bogów, którzy odeszli dawno po pyrrusowym zwycięstwie nad jednym ze swoich. Ludziom zostawili Zmroczę, magiczną ekosferę, która miała ich bronić. Ale ludzie, jak to ludzie, głupie małe skurwysyny, wszystko zepsuli. Jak zawsze.

Świat Zmroczy, jak wiele innych światów przesiąkniętych magią, opiera się na równowadze. W tym konkretnym wypadku na równowadze między Srebrem, które, w dużym uproszczeniu, reprezentuje intelekt, oraz Czernią, która jest odbiciem uczuć. Oczywiście odkąd Srebrni, samorzutnie nazywający się Elitą, doprowadzili do Skazy, nic nie jest tak proste. W świecie Krzyczącego magowie czarni są wyrzutkami, banitami, ściganą zwierzyną, która z rąk Elity nie może nawet liczyć na godną śmierć. Ustawia to ich od razu w pozycji łotrzyków, magicznej bohemy, ludzi zawieszonych między niewiarygodną często potęgą, a brudnym, obrzydliwym półświatkiem, któremu pomniejsi z Czarnych się wysługują, oferując obrzydliwe swoje usługi. Ci zaś, którzy nie służą ludziom, szukają protekcji i siły wśród Dolin leżących w Otchłani – na eterycznej platformie znajdującej się poza światem ludzi, lecz połączonej z nim astralnymi korytarzami wśród Sfer. Świat Zmroczy to zgrabna antyteza matriarchalnej magii Andre Norton ze Świata Czarownic i skamielinowego patriarchatu Ziemiomorza Ursuli Le Guin. Agnieszka Hałas nie dzieli magów nawet na tych dobrych i złych, bo jak można tego oczekiwać, wśród Elity pełno jest nastawionych na własną potęgę karierowiczów, mających za nic moralność, zaś pośród Czarnych większość kieruje się jedynie własnym dobrem, czasem, niejako przy okazji, robiąc coś dla innych, nie szkodząc.

posrod cieni 146pxBrune Keare budzi się w tym świecie pewnego ranka. Budzi się nad Zatoką Snów, w jednym z kilku miast-państw,w Podziemiach, zamieszkiwanych głównie przez margines. Jego towarzyszami są zbieracze śmieci, odmieńcy, magiczny mutanci, zrodzeni z działania Skazy. Od samego początku można uznać go bezpiecznie za antybohatera. Jego wybudzający się z letargu talent nie pozostawia wątpliwości, kim jest ten człowiek o pobliźnionej twarzy – należy do czerni a jego siła rodzi się ze Skazy. Z ciemności Podziemia, próbując odzyskać własną tożsamość i magiczną moc dociera aż do znajdujących się poza światem Sfer, skąd także zmuszony jest do ucieczki przed władcami – Doliny Popiołów, Doliny Cierni… Pod pewnymi względami Keare przypomina innego antybohatera fantasy, archetyp mrocznego herosa, Kane’a Nieśmiertelnego. Jak on znajduje się w ciągłym biegu, wiecznie uciekając, równie jak tamten potężnych, chociaż mniej panujący nad własnym losem, bardziej z nim pogodzony. Jednocześnie przypomina Harry’ego Angela – nosi w sobie sekret, próby rozwiązania którego zaczynają doprowadzać go do szaleństwa i spychać z umownego moralnego urwiska.

Wszystko to rozgrywa się w oszałamiającej scenerii państw-miast, zaludnionych bogatą trzodą drugo- i trzecioplanowych bohaterów. Srebrni i czarni magowie i maginie, zwykli ludzie przypadkiem zaplątani w sprawki potęg z Otchłani, przyjaciele, towarzysze i wrogowie tworzą niezłą mieszankę wybuchową chociaż chwilami trudno się jest doprawdy połapać w tym wszystkim. Autorka sprawnie miesza różne folklory, odwołuje się do elementów wspólnych dla wielu demonologii i mitologii, lecz nie faworyzuje żadnej – potworki słowiańskie, nordyckie i orientalne koegzystują obok siebie w Sferach w sposób udany i ciekawy. Lokalizacje zresztą są silną stroną Hałas – same podziemia mają siłę rażenia jak nie przymierzając miasto z „Czerwonych ćwieków” Howarda. Podobnie jest z bohaterami i artefaktami. Plastyczne, bardzo działające na wyobraźnię opisy demonów i budzące dreszcz rytuały każą zastanowić się nad tym, skąd w tak drobnej, dziewczęcej wręcz postaci, jaką jest autorka, lęgną się tak potworne, okrutne wizje, których sama koncepcja powoduje obrzydzenie.

W mocy wichru I_146pxPod tym względem „Teatr węży”, bo taką nazwę nosi cykl, można spokojnie oznaczyć etykietką dark fantasy. Podobnie jak we wspomnianej sadze Karla Wagnera nie zabraknie tu cierpienia, strachu, czarnej magii, piekielnych istot i strumieni krwi. To świat piękny, ale od podszewki skażony, jak gnijący klomb kwiatowy, pod którym ktoś zakopał padlinę. Wizja dojmująca, wciągająca, zapewniająca naprawdę wysokiej próby lekturę. Szczególnie, że autorka proponuje ciekawą konstrukcję fabularną – historia Brunego przypomina bardziej serial lub serię komiksową, podzielone na rozdziały łączące się w tzw. story arcs, poszczególne dłuższe opowieści, niekoniecznie korespondujące z ramami wydawniczymi, które podzieliły opowieść na trzy książki (w zależności od wydania trzecia bywa jedno- lub dwutomowa). Każda historia, każdy story arc, posuwa czytelnika i samego Krzyczącego o jeden krok do przodu, czasem o dwa. Bywa, że postacie drugoplanowe, które dawno zeszły ze sceny, nagle wracają, żeby wywrócić wszystkie dekoracje do góry nogami, a sam teatr podpalić i znów zniknąć, śmiejąc się obłąkańczo.

Dziwi mnie fakt, że saga ta nie jest tak popularna, jak powinna – być może zawirowania z kolejnymi wydawcami sprawiły, że przeszła bez echa, chociaż wiele opowiadań (część włączona potem w skład powieści) jest dostępnych online za darmo. Warto po nie sięgnąć tym bardziej, że autorka coś, półgębkiem, nieoficjalnie przebąkuje o czwartym tomie. A całkiem oficjalnie ogłasza, że „Teatr węży” zostanie w przyszłym roku wznowiony w dużym wydawnictwie. Przygotujcie się na to wydarzenie, jeżeli lubicie polską fantastykę. Ja z pewnością chciałbym wiedzieć, co zrobi Brune, kiedy skończy mu się czas darowany przez Dolinę Popiołów…

Agnieszka Hałas, cykl „Teatr węży”: Dwie karty (t. 1), Pośród cieni (t. 2), W mocy wichru (t. 3) oraz opowiadania.

Więcej na temat sagi na stronie autorki: Krzyczący w Ciemności

Avatar photo

Bartek Biedrzycki

Autor książek, komiksów, podcastów i papierowych modeli.

You may also like...

3 komentarze

  1. Liteon pisze:

    Przekrój zrobiłeś niezły :-D.
    Co do Teatru…
    Przeczytałem jednym ciągiem, świetny cykl. Nie gubi jakości co niektórym się zdarza. Wart polecenia że względu na historię jak i na sposób w jakim jest przedstawiona. Niedawno „Muzyka dla szczurów ” akcja już po trzecim tomie się toczy ”
    Krzyczący w Ciemności parsknął śmiechem. Poczuła, że serce podchodzi jej do gardła. Śmiał się cierpko i sarkastycznie, jak z okrutnego żartu.
    Wciąż chichocząc, odszedł w mrok.”
    Czekam kiedy znów pojawi się na świetle :-D

  2. Cerralke pisze:

    Po wstępie jak tak zrobiłam rachunek sumienia, to w sumie też za bardzo innego polskiego fantasy nie znam, a niby jestem fanem gatunku. xD No może jeszcze Kossakowską z jej cyklem anielskim, no i Domenic Jordan od Anny Kańtoch, ale nic innego do głowy mi nie przychodzi.

    A „Teatr węży” czytałam, świetna rzecz, lepsza z każdym tomem.

Skomentuj Bartek "godai" Biedrzycki Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *