Czytałem Kaczki w dzieciństwie

Nie, nie będzie nic o polityce, kampanii nienawiści ani całej reszcie, bo rzygam tym wszystkim serdecznie i wszystkie te wstrętne mordy z telewizora (niestety, nie jestem snobem, mam w domu telewizor; czasami np. lecą powtórki Indiany Jonesa) przyprawiają mnie o dygot.

Będzie o Disneyu.

Ja disneyowskie komiksy poznałem nieco okrężną drogą, bo przez zagranicę. Rok był zamierzchły 1984 bodajże, czy jakoś tak. W PRL złote czasy, za którymi tęsknią ludzie pokroju pana Kopecia i jego sekundantów, kiedy nakłady komiksów wynosiły 2.000.000 egzemplarzy (z czego 1.800.000 od razu na przemiał, nawet nie zadrukowywali), a serii było w bród.

Nie, bez kitu, było dużo. Ja, w zerówce wtedy dzieciak, zaczytywałem się nadal Kajkiem i Kokoszem, sięgałem po Relaxy po ojcu i takież przygody dzielnego kapitana Milicji Obywatelskiej i byłem w raju.

W roku owym pamiętnym moja babka, zacna zresztą kobieta, chociaż mająca swoje własne odjazdy, wyszła za mąż po raz drugi. Tym razem, dużo zresztą chyba szczęśliwiej, wybrała sobie męża dokładniej i traf chciał, że był nim pewien Szwed, inżynier emerytowany z firmy Volvo i były żużlowiec, przezacny człek, serdeczna dusza i wspaniały facet po dzień dzisiejszy.

I co to ma do rzeczy, zapytacie? Pozornie nic, a jednak wszystko. Bowiem wraz z pierwszą poślubną wizyta w kraju swych przodków babka moja wraz z nowym mężem przywiozła z dalekiej Szwecji (do której wtedy, aby pojechać, trzeba było mieć zaproszenie, wizę i rentgen odbytu) prezenty, a wśród nich stertę komiksów. Był tam jeden szwedzki Superman (który zresztą nazywał się jakoś inaczej – bodajże Stalowy Człowiek [po szwedzku oczywiście), jedna Fantastic Four i kilkadziesiąt zeszytów Kalle Anka & Co., Onkel Dagobert itp. (odpowiednio Donald i spółka, Wujek Sknerus itp.)

Jako, że komiksów głód był wielki i nawet Mostowicz, Górny i Polch go nie zaspokajali, rzuciłem się na nie i mimo bariery językowej (czytać wtedy, co prawda, umiałem już doskonale, ale nie po szwedzku; do dziś zresztą czytać w tym języku za bardzo nie umiem) zaczytywałem się, a raczej zaoglądywałem na śmierć (rzeczonych zeszytów). Wtedy strasznie mnie te historie kręciły.

Minęło lat 25 czy ileś i za namową kolegów postanowiłem sobie kupić „najlepszy komiks z kaczkami ever” czyli Życie i czasy Sknerusa McKwacza. I wiecie co?

Powiem wam tak, to jest dobry komiks. Naprawdę dobry komiks. Don Rosa napisał niezły scenariusz i na ile mogę ocenić, wykonał benedyktyńską pracę (świtają mi jakieś historie z tamtych starych zeszytów, jak czytam ten). Ma facet świetny warsztat, widać, że rysowanie go bawi, nie jest tylko pracą. Ma polot i lekką rękę. Wszystko jest w tym komiksie, wydawałoby się, na miejscu.

Niestety, ja się zmieniłem. Nie jestem już tym chudym sześciolatkiem z szopą blond włosów i nie jarają mnie komiksy Disneya. Nie lubię antropomorficznych postaci, jeżę się mocno na cartoon, same historie, chociaż z pewnością dobre, mnie nie zainteresowały. Ot, łyknąłem całość na raz i po sprawie.

Niestety, nie wszystko jara tak samo. Tytus w reedycji mnie ucieszył. Ekspedycja w reedycji mnie ucieszyła. Jakbym znalazł tę historię z Relaxu o pilotach myślowców, to bym pewnie się posikał.

Ale kaczki nie są dla mnie. Jedyne co sprawi, że zapamiętam ten komiks, to fakt, że Zuza widząc Życie i czasy… wybuchnęła gromkim śmiechem. Na pytanie co ją tak rozbawiło, odparła „Kaczki w komiksie, tata. Haha, ale śmieszne, kaczki.”

Może ona przejmie ten segment. Ja, nie wiem – wyrosłem?

PS. Ale tak, kolory w starych komiksach były o niebo lepsze. Nowe wydanie jest pod tym względem słabsze.

Avatar photo

Bartek Biedrzycki

Autor książek, komiksów, podcastów i papierowych modeli.

You may also like...

4 komentarze

  1. Ystad pisze:

    Porównywanie przygód Kaczora Donalda z tym co robi Don Rosa to tak jakby porównać wóz drabiniasty do Mercedesa S :>

  2. Avatar photo godai pisze:

    No cóż – i to i to jeździ. A jak się nie jest znawcą komiksów Disneya, to się nie ma innego pola do porównania.

    Dla mnie komiksy o Sknerusie i o Donaldzie to jedno i to samo, komiksy o kaczkach Disneya. Tak, jak dla kogoś innego „superhero” to homogeniczny nurt.

  3. blekota pisze:

    chłopaki, kiedy zapalicie świeczkę nierobom z Motywu Drogi? Bo takiej żenady nigdy nie było ;)

  4. Avatar photo godai pisze:

    Dopiero jak oficjalnie zostanie potwierdzony zgon.

Skomentuj godai Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *