Jest inaczej, niż do tej pory

Sympatyczny, niepozorny trzydziestolatek, który przynajmniej we mnie budził podziw już gdy byliśmy w liceum, bo robił ilustracje do opowiadań w Fenixie i Nowej Fantastyce.

Ma dobrą rękę do broni i biustów. Nie lubi się fotografować. Naprawdę nosi ze sobą torbę pełną modeli wszystkiego, co strzela (może z wyjątkiem haubic samobieżnych). Po okresie milczenia, jaki zapadł od czasu publikacji ostatniego zeszytu 48 stron – znienacka powraca na tapetę.

Gniazdowniki moje dobre i złe – Robert Adler, „nasz (kolejny) człowiek w Boom Studios”.

godai: Robert, nie oszukujmy się, ostatnio było cicho o twoich komiksach. W sieci się mieli, co się mieli, ale większość ludzi wspomina Status 7 i 48 stron, a potem długo, długo nic. I nagle dość głośna wiadomość, że robisz rysunki dla Amerykanów.

Jak to się stało, czy naprawdę „facet z Boom” napisał w komentarzach i tyle? Może wiesz, jak cię znaleźli, czego szukali, czemu właśnie Adler?

Robert Adler: Właściwie to trochę dziwna historia. Po pięciu latach w agencji straciłem tę pracę i trzeba się było rozejrzeć za innym zajęciem. Jak wiadomo, Marek Oleksicki narysował komiks dla Boom Studios właśnie, więc jedną z opcji było „Maro, masz tam kontakt, może mógłbyś mnie wkręcić?”, a Marek na to „Spoko, zrób jakieś demo, a ja im wyślę jak będę miał wolną chwilę bo teraz zasuwam 24/7”. Więc skleciłem folderek z rysunkami, ale zanim jeszcze Marek miał wolną chwilę – pojawił się wpis w komentarzach. Więc teoria, którą wysnuliśmy jest taka, że pewnie grzebali w linkach na blogu Marka.

g: No to, nie oszukujmy się, prawie jak szczęśliwy traf. A może po prostu sami szukali „kolejnych zdolnych Polaków”? W końcu było o tobie głośno swego czasu, masz na koncie dość dużo różnych, także „poważnych publikacji”.

Powiedz, jak wygląda takie „macanie” ze strony wydawcy? Zapraszają na kawę do starbaksa, obiecują kasę, rozwijają wizję? Czym to się różni od rozmów z Polakami (zakładając, że w Polsce jeszcze ktoś zaprasza autora na rozmowy, a nie odwrotnie – autor wyciera się z portfolio po redakcjach)?

RA: Niestety, była tylko zwykła wymiana maili. Żadnej kawy, ani nic takiego. Być może to z powodu odległości 6000 mil i dziewięciogodzinnej różnicy czasu, ale to pewnie tylko takie usprawiedliwienie – tak naprawdę to przykład, jak są traktowani biedni rysownicy z Europy Wschodniej przez wielką korporację z imperialistycznego Zachodu. Lada moment wpadnie tu wojsko i będzie wydobywać naszych zdolnych twórców wielkimi świdrami.

Na pewno wygląda inaczej. U nas wydawca czeka, że mu się zjawi ktoś z gotowym komiksem. Ich raczej nie obchodzi czy mam swoje pomysły. Mają do narysowania scenariusz i potrzebują kogoś, kto im to zrobi szybko i bez świadków, znaczy, tego, marudzić nie będzie. Wątpię, żeby ktoś tam widział którykolwiek mój komiks, prawdopodobnie wystarczyło to, co mam na swoim blogasku, co może być dobrą wiadomością dla chętnych rysowników bez dorobku. Po wstępnych „Cześć, jestem Robert” dostałem do narysowania dwie próbne plansze i trzy dni czasu.

g: Zakładam, że dotrzymałeś terminu i wynik był satysfakcjonujący, skoro twoje nazwisko pojawia się w zapowiedziach mini-serii Dust to dust.

No właśnie, będziesz ilustrował prequel Czy androidy śnią o elektrycznych owcach. Chyba te klimaty bardzo ci pasują – mroczna przyszłość, w zasadzie cyberpunk, na pewno będzie trochę detektywistycznej zabawy i strzelanin – to chyba strzał w dziesiątkę, jeśli chodzi o twoje upodobania. Jak ci się pracuje? No i – na ile masz swobodę? Dostałeś gotowe chara-designy, wytyczne, może nawet layout (niektórzy. jak Lapham, tak robią), czy lecisz ze wszystkim od zera?

RA: Właściwie, to nic konkretnego jeszcze nie dostałem. Opisy kilku głównych postaci i pdf-y z poprzednim komiksem, adaptacją Do Androids dream of Electric Sheep. Zdaje się, że to tak powoli idzie, bo tytuł jest licencyjny, prawami dysponuje bodajże jakieś stowarzyszenie spadkobierców Dicka i ktoś od nich musi wszystko zaakceptować zanim zabiorę się do roboty.

g: Jak duża jest to praca – mówiłeś o planszach i dniach, czy to faktycznie jest tak, jak można usłyszeć – zeszyt w miesiąc? W końcu to seria, rządzi się pewnie standardowymi zasadami?

Na ile różni się to od twoich dotychczasowych doświadczeń, od pracy nad Statusem czy Stronami?

RA: Jeszcze nie wiem, bo nie zacząłem. Ale tak mi napisali – zeszyt ma wychodzić co miesiąc, 22 strony, więc jest dość ciasno. Niby teoretycznie zrobienie strony komiksu w ciągu ośmiogodzinnego dnia pracy nie powinno być problemem, ale do tej pory ta sztuczka udała mi się tylko kilka razy.

Na pewno jest inaczej, niż do tej pory. Dotąd zawsze brałem jakiś, mniejszy lub większy, udział w wymyślaniu fabuły i rozplanowaniu strony, teraz dostanę gotowy tekst rozpisany na kadry – może to rzeczywiście będzie łatwiejsze, zwłaszcza, że to profesjonaliści, którym raczej nie popieprzy się strona tekstu ze stroną komiksu (co się zdarzało).

Odpada też robienie koloru, zrobi go ktoś u nich.

g: Brzmi dobrze. Będziemy powoli kończyć, więc dość nieoryginalnie zapytam cię, czy w związku z tą swoistą reaktywacją działalności komiksowej można spodziewać się czegoś więcej? Przygody Blade Runnerów to jedno, ale czy masz zamiar stworzyć jeszcze coś? Może coś z polskiego podwórka? Może jakiś sekretny projekt, spełnienie marzeń pewnego polskiego wydawcy? Czy i nad czym pracujesz oprócz zlecenia z BS?

RA: Różnymi różnościami. Coś tam skrobię do scenariusza Sztybora póki mnie nie zarzucili scenariuszem, i owszem, spełnianie fantazji jednego takiego wydawcy też ma miejsce, chociaż bardzo powoli. Swoje też próbuję. Ale to, jak to bywa, ląduje na ostatnim miejscu the bucket list.

g: To na koniec wodze fantazji. Łapiesz się tam, robisz karierę, jesteś ogólnie znany i szanowany.  Możesz przebierać w scenarzystach. Kogo wybierasz, kto z wszechświatowej czołówki mógłby napisać ci scenar, który chciałbyś zilustrować?

RA: Trudno powiedzieć… Może Moore. Albo Ennis z jakąś historią o Punisherze. Spluwy, zemsta i w ogóle. Podobała mi się seria MAX, może nie cała, ale to był Punisher jakiego wszyscy lubimy, Chyba, że stoimy koło szkoły w Bronksie z torebką białego proszku.

Niee, ja bym raczej nie chciał nikomu dupy zawracać. Chciałbym napisać własny scenariusz i jeszcze żeby był dobry. Ale to trochę życzenie z zakresu „chciałbym super moc”.

Niestety rzeczywistość jest zwykle „albo pazury z dłoni albo błyskawiczne leczenie”.

g: Dzięki za wywiad.

niestety, była tylko zwykła wymiana maili. żadnej kawy ani nic takiego. być moze to z powodu odległości 6000 mil i dziewięciogodzinnej różnicy czasu, ale to pewnie tylko takie usprawiedliwienie- tak naprawdę to przykład jak są traktowani biedni rysownicy z Europy Wschodniej przez wielką korporację z imperialistycznego Zachodu. lada moment wpadnie tu wojsko i będzie wydobywać naszych zdolnych twórców wielkimi świdrami.
nie chce mi się wierzyć że powiedziałem coś takiego, wywal to.
na pewno wygląda inaczej. u nas wydawca czeka że mu się zjawi ktos z gotowym komiksem. ich raczej nie obchodzi czy mam swoje pomysły. mają do narysowania scenariusz i potrzebują kogos kto im to zrobi szybko i bez świadków, znaczy, tego, marudzić nie będzie. wątpię żeby ktos tam widział którykolwiek mój komiks, prawdopodobnie wystarczyło to co mam na swoim blogasku, co moze być dobrą wiadomością dla chętnych rysowników bez dorobku. po wstępnych "cześć, jestem Robert" dostałem do narysowania dwie próbne plansze i trzy dni czasu.
Avatar photo

Bartek Biedrzycki

Autor książek, komiksów, podcastów i papierowych modeli.

You may also like...

15 komentarzy

  1. hakuPL pisze:

    Przyjemny wywiad. Dobrze się czytało. Wypada jedynie życzyć powodzenia Adlerowi w podbijaniu amerykańskiego rynku ;)

  2. Malena pisze:

    Powodzenia trzeba życzyć Adlerowi i trochę mniej skromności chyba..;)
    Dzięki za wywiad.

  3. Morf pisze:

    A w ilu Produktach znalazl sie Robert Adler?

  4. Avatar photo godai pisze:

    A skąd takie pytanie?

  5. KRL pisze:

    strasznie mnie wkur… takie „więcej skromności życzę”.

    z jakiej racji?

    ktoś z taką łapą jak Adlera ma święte prawo – na takich stronach o komiksach – nawet mieszać z gównem innych rysowników. a inni rysownicy powinni wtedy spuszczać główki i cicho, bez hałasu wypiedalać.

    koniec.

    trzymam kciuki Robert!

  6. Jaszczu pisze:

    Karol, gorąca głowo, przeca Malena pisze „MNIEJ skromności” a nie więcej :)

    Dla Roberta życzenia wszystkiego dobrego.

  7. KRL pisze:

    właśnie doczytałem. tzn… godai mi to ten tego…

    ale co… wesoło było, nie? :)

  8. KRL pisze:

    dziś wieczorem do snu powtórka z „Ala ma kota”.

    za pokutę.

    kurwa……… proszę o większe litery w postach i komentarzach.

  9. Malena pisze:

    KRL – jestem ostatnią osobą, która życzyłaby Robertowi „więcej skromności” [też by mnie taki tekst wk…] :) I mam nadzieję, że on tak naprawdę nie myśli, że o jego wyborze zadecydował argument „tańszości” naszych rysowników. Nie orientuję się w stawkach itd., bo z trochę innej branży jestem, ale Robert jest dobry i niech się wreszcie z tym pogodzi – lajf is brutal, prawda boli ;)

  10. KRL pisze:

    amen:)

  11. @KRL do większych literek stosuje się skrót CTRL+kółeczko w myszce albo CTRL++ (czyli kontrol z plusem). ;)

  12. au pisze:

    kompletnie nie rozumiem czemu ten argument „tańszości” tak ludzi bulwersuje. to nie ma nic wspólnego z oceną umiejętności polskich rysowników ani z samymi umiejętnościami. po prostu tak jest i już. to nie powinno nikogo nawet dziwić, a tu się ludzie oburzają jak za atak na Najświętsza Panienkę.

  13. Malena pisze:

    Mnie nie bulwersuje i też nie ma co czarować, że ten „argument” nigdy się nie pojawia – pojawia się aż za często. Ale jak ktoś jest dobry, to jest po prostu dobry ;) W USA też znajdzie się kilku rysowników – zdolnych – którzy zrobią coś za grosze, byle tylko ktoś dał im szansę pokazania się, startu, nie bój nic..
    Przynajmniej tak to widzę.
    Naprawdę myślisz, że tu tylko o kasę chodzi? Taniej by im chiński nastolatek wyszedł, a nie jakiś tam, panie, Adler, który dorobił się już swoich fanów w małym psim – ale jednak – kraju..;)

  14. au pisze:

    nie, nie tylko o kasę. my się wyrywamy na świat, i- w odróżnieniu od chińskiego nastolatka- możemy. przynajmniej tego z kontynentalnych Chin, bo Hongkong czy Taiwan to zupełnie inna sprawa, a także inny zakres finansowy. i myslę, że niejeden rysownik stamtąd juz zasuwa, ale niekoniecznie dla Amerykanów.

  15. Malena pisze:

    Możliwe.. (wiem, że są ściągane do nas z Chin obrazy olejne za marniutkie grosze. Tam człowiek paćka farbą za jakieś 5 Euro za szt. U nas za taką sumę nikt ołówka nie weźmie do ręki – niby czemu miało by być inaczej z rysownikami, fakt..) W każdym razie nie łudzę się, że polski dobry rysownik dostanie taką samą stawkę jak dobry francuski czy angielski (jeśli nie ma wybitnie wyrobionego nazwiska), żeby było jasne. I tak nie powinno być, ale co – można strzelić focha, że „za tanio się nie sprzedam”, tylko honorem nikt się nie naje i rachunków nie zapłaci. Mam jednak nadzieję, że nie tylko kasę biorą pod uwagę i np. nazwisko „Adler” nie padło przypadkiem – „O, weźmy tego, bo za dużo nie zawoła” ;) Może jeszcze nie, ale łudzę się, że za jakiś czas stawki pójdą w górę przy następnych projektach (w sensie, że jakość się obroni). Czego życzę.
    (No, czyli w sumie wyszło na twoje..;)

Skomentuj KRL Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *