46. Siedlecki Grill Komiksowy
Dziś Słowo na niedzielę późno, bo całe przedpołudnie spędziłem z córką, jako przykładny ojciec ciągnąć ją dwa kilometry na piechotę, żeby zrobić kilka zdjęć drewnianej kładki dla pieszych i rozbieranego właśnie mostu drogowego. Co zresztą okazało się naprawdę fajnym spacerem i dobrze się bawiliśmy. Wczoraj natomiast nie napisałem nic wieczorem, bo byłem zmęczony po trasie, jaką zrobiłem.
Pojechaliśmy bowiem na, zgodnie z nomenklaturą Timofa, „działkę w Siedlcach”, czyli na spotkanie piwno-grillowe wycinka stołecznego fandomu komiksowego. Mimo pierwotnych planów zakładających udział ok. 2.000 osób, stanęło na wąskim gronie, w osobach Olgi, TeO, Ystada, Wondera oraz na jeden dzień Żony i Zu, z mężem i ojcem.
Muszę przyznać, że to był taki typ spotkania, jakiego mi brakowało. Lubię wyskoki do warszawskich knajp na piwo w oparach absurdu, papierosów i rozmów o pracy (bo Robert spóźnia się zwykle dwie godziny), ale takie leniwe popołudnie, w dymie grilla, przy starym drewnianym stole i z dużymi zapasami kiszonki to jest coś. Było piwo, kalambury, rozmowy o komiksach.
Proszę o więcej.
A jasne Panie godai, że będzie więcej. i tym razem liczę, że zjawicie się z małżonką na deko dłużej.
Obudziliśmy się wszyscy tylko z dwoma browarami…. więc TeO zmajstrował drinka z tego co zostało: rum+gin+sok grejpfrutowy… dziwna, ciekawa mieszanka.
A potem jeszcze po dwa browary w barze w oczekiwaniu na pociąg do Wawy. Piękny weekend :)
A jaki piękny piękny kac! Dziękuję za najlepsze imieniny ever, w urodziny też przyjadę igrać na kiszonce.
A jeśli ktoś nie wie ile waży kiszonka, odpowiem cytatem Renaty Beger, gdy ta została zapytana przez andrzeja L. „Reniu, ile brakuje Ci jeszcze podpisów?” – „W chuj!”. I tyle właśnie nie mniej! :p