Hain
W tym samym pudle, w którym była Wyspa Delfinów, znalazłem też masę innych książek. Postanowiłem pójść za ciosem i ponadrabiać, a raczej poodświeżać więcej lektur z dawnych lat.
Jedną z takich przypomnianych lektur była trylogia haińska, wchodząca w skład cyklu Ekumena, Ursuli LeGuin. Świat Rocannona, Planeta Wygnania i Miasto Złudzeń powiązane są ze sobą raczej luźno – w zasadzie tak naprawdę można je czytać całkiem osobno, odwołują się jedynie do siebie, ale nie w sposób uniemożliwiający lekturę.
Cóż mogę powiedzieć? LeGuin nie bez powodu uznawana jest za wielki talent i genialną pisarkę. Fakt, że jest laureatką takiej masy nagród też nie jest przypadkiem.
Trylogia haińska to science-fiction, w którym mało jest science, a więcej socjologii, psychologii społeczeństw, badania natury ludzkiej, szukania granic możliwości człowieka – jednostki, społeczności, rasy, wreszcie – pangalaktycznej wspólnoty planet.
Więcej jest w tych powieściach, zwłaszcza w Świecie i Planecie z fantasy – na poły baśniowa, oniryczna scenografia, wątki i wydarzenia; jedynie gdzieś w tle pojawia się technologia, astronautyka i Liga.
Przez te powieści przebiega się szybko, pochłania się je błyskawicznie. Co nie znaczy wcale – bezrefleksyjnie. Każda powieść jest trochę inna, rozgrywa się w innych warunkach, inne problemy stoją przed protagonistami, ale wszystkie osnute są wokół jednostek – niezwykłych, silnych, nieświadomie tworzących historię nie tylko swoją, ale całych społeczeństw, ras, planet.
Hain, tak naprawdę, to eposy o bohaterach, mity o ludziach, którzy sięgnęli ku gwiazdom i dla współczesnych stali się bogami. O astroetnografie, który postanowił ocalić obcy świat przed zagładą; o dziewczynie, która postanowiła złamać zwyczaje swojego ludu, aby ocalić obcych z innej planety przed wymarciem; o naukowcu, który w obliczu klęski zachował siłę i nie ugiął się przed wrogiem, poświęcając szczęście, aby ocalić swoją planetę.
To książki, które warto przeczytać. Ze względu na lekkie pióro LeGuin, na klimat, na rozmach przedstawionego świata. A wreszcie dlatego, że w czasach skurwienia wszelkich wartości fajnie poczytać o prawdziwych bohaterach, uczciwych, twardych ludziach z krwi i kości.
Ja tymczasem szukam na allegro reszty Ekumeny. Dwie już mam, pozostałe raczej szybko uzupełnię.
PS. Ale okładki dobrane z dupy.
Cykl 'Ekumena’ jest genialny! Osobiście wolę go bardziej niż Ziemiomorze. Takimi książkami naprawdę można się nasycić intelektualnie. ;>
Ze swojej strony polecam 'Wydziedziczonych’. Najlepsza wizja anarchistycznego społeczeństwa, o jakiej do tej pory czytałam. Nie przechyla się ani w stronę utopii, ani antyutopii.
zazdroszczę Ci Godaiu tych oceanów wolnego czasu.
Staram się jak mogę.
No cykl Haiński to mój ulubiony cykl w fantastyce. Najbardziej wymiękłem przy Planecie Wygnania ale i Lewa ręka i Słowo las mocno mi dały po czerepie.
Lewa ręka ciemności odstręczała mnie społeczeństwem złożonym z hermafrodytów. Jakoś ta wizja do mnie nie przemawia.
Lewą… na razie strasznie topornie się czyta (ale dopiero trzeci rozdział). Samo społeczeństwo hermafrodytów jakoś ani ziębi ani grzeje.
A Planeta… to taki typowy epos bohaterski właśnie.
ejno właśnie lewa ręka wymiata bo tam jest chyba najmocniejsze zestawienie nierozumiejących się „gatunków” genly ai który na wszystko patrzy dualistycznie, i estraven który jest jednością
no kaman przecież to genialny pomysł jest!
Nie kwestionuję tego, gilo, po prostu pierwsze dwa rozdziały coś się topornie czyta.
Godaiu, podeślij jakiegoś maila kontaktowego w sprawie net kolektywu svp.