166. Cyfrowy świat

Nieustanny postęp technologii można uznawać za przekleństwo, ale to akurat nie technologia jest winna. Owszem, zmiany, jakie wprowadziło uzyskanie natychmiastowego dostępu do dowolnej informacji świata są straszne. Ludzie, mogący w każdej chwili zweryfikować każdy fakt i sprawdzić każdą rzecz nie zdali egzaminu i zresetowali się. Zamiast korzystać z tej bazy wiedzy, która najzwyczajniej w świecie ich przerosła, wybrali dobrowolną ignorancję, korzystając z pseudofaktów, podawanych w postaci łatwych do przyswojenia uproszczeń opatrzonych zdjęciami, a swoją wizję świata budują w oparciu o starannie wypielęgnowane bańki informacyjne. Zamiast weryfikować wiedzę, zaczęli tworzyć idiotyczne teorie spiskowe o tym, znajdując dzięki błyskawicznej wymianie informacji innych idiotów, którzy wierzą w te same bzdury.

Ale ja nie o tym.

Ja się jaram technologią, o czym wielokrotnie mówiłem i pisałem na tych łamach i w innych moich podcastach. Jak bardzo żałuje, że 25 lat temu nie miałem aparatu cyfrowego. Jak brakowało mi czasem miniaturowej kamery. Przez ileż lat popijaliśmy piwo snując wizję tego, że możemy sobie te nasze bezdurne rozmowy nagrywać i potem je odsłuchać.

Dziś to wszystko mam.

Technologia dała mi także – nie tylko mi, nam wszystkim – cyfrową kulturę. Nie w znaczeniu cyberpunkowych neoplemiennych zwyczajów, chociaż i te się pojawiły. Czym bowiem różni się współczesny świat od tego, który przedstawili chłopcy z Talsoriana w CP2020? Jedynie poziomem przemocy i dostępnością broni. Jeśli chodzi o protezy i cyborgizacje, to kwestia dekady. Wiele rzeczy prześcignęliśmy. A zwyczaje całych grup społecznych jako żywo przypominają strybalizowane pozergangi i ich obrzędy.

Nie o taką jednak mi chodzi kulturę, a o tę tradycyjną. Na książki cyfrowe przesiadłem się bezboleśnie i w zasadzie z marszu. Na palcach jednej ręki policzę papierowe wydania powieści, jakie w zeszłym roku czytałem. Nie boli mnie to. Nie jestem fetyszystą, który podnieca się kwaśnym, dusznym odorem farby drukarskiej, albo jara się macaniem kartek z odpowiednio grubego papieru o ładnej fakturze.

Jasne, lubię ładne wydania. Traktuję je trochę jak przedmioty. Mam takiego Tolkiena, taką LeGuin, takiego Huberatha i takiego Dukaja, ale ich praktyczna rola jest prawie żadna. To przedmioty ozdobne, nie użytkowe. Do czytania mam 200 książek, które mieszczą się w kieszeni w czymś o gabarytach 100 kartkowego brulionu A5.

To samo stało się z muzyką. Mamy w domu pudło płyt kompaktowych, ale nawet rzeczy stosunkowo nowe po prostu teraz programowo ripuję i wrzucam na dysk. Chociażby dlatego, że w samochodzie mamy czytnik USB, czytnik SD, ale nie mamy już czytnika CD…

Wkrótce to samo stanie z filmami. Mamy w domu pudło filmów, ale coraz częściej, kiedy jest taka możliwość, korzystamy z pendrive’a, który obsługuje nasze azjatyckie DVD. Za chwilę przesiądziemy się zupełnie, to tylko kwestia dostępności towaru i większych, szybszych dysków.

Rozumiem ludzi macających okładki książek, trujących się wyziewami farby i bębniących z lubością palcami po metalowych boxach wydań reżyserskich. To wszystko fajne. Ja… nie będę płakał ani po papierze, ani po okładkach (w końcu na czytniku nadal istnieją), ani po zarysowującej się plastikowej powierzchni.

Ale grzbiety na półce… Cholera, grzbietów będzie mi szkoda. Strasznie.

Chyba zacznę robić customowe okładki do wersji cyfrowych. W końcu to się nadal wyświetla na ekranie.

Avatar photo

Bartek Biedrzycki

Autor książek, komiksów, podcastów i papierowych modeli.

You may also like...

4 komentarze

  1. Liteon pisze:

    heh te 3xTAK w podpisie dodam. Te same powody miałem przechodząc na wersje ebook o filmach nie wspomnę.
    Trzecie tak, piękne te grzbiety ale mam wrażenie,że mocno sztuczne się robią. Książki kiedyś deficytowe, zczytane na maksa, widać było, że żyją.Teraz zaczynają u wielu być tylko ozdobą :(

  2. Kocham kindla zwanego pieszczotliwie kundlem. Kocham miłością wielką i bezrefleksyjną, choć są rzeczy, które lubię w papierze – słowniki angielsko-angielskie oraz innojęzyczno-angielskie. No lubię se poprzeglądać, pokartkować, poczytać.
    Filmy? Internety dają wszystko :-D netflix w PL może kuleje mocno, ale można wyłączyć lektora *ufffff! nienawidzę!* i włączyć język oryginalny z napisami w dowolnie wybranym narzeczu! Czekam na transplant jaźni do cyberświata! O!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *