DzL 024 – Powrót na Cieciowisko
Podcast: Play in new window | Download
Jarek przyjeżdża ze stolicy, idziemy przez łąki nad stawy dawnej oczyszczalni, na krawędzi nieistniejącej już fabryki papieru, gdzie byliśmy już kiedyś, w drugiej części „Cieciowiska„. Rozmawiamy o piłce nożnej (OK, drzemy łacha z reprezentacji), mojej powieści, wspominamy, robimy zdjęcia, pojemy piwo i śmiejemy się. Jak zawsze.
Świetny odcinek. Niby wyjątkowo długi jak na DzL ale mimo wszystko wypełniony treścią po brzegi. Z jednej strony w kilku momentach ze śmiechu doprowadziliście mnie do łez, a z drugiej w zadumę nad poważnymi tematami. Mistrzostwo. Zdaję sobie sprawę że nic nie jest planowane tylko wychodzi tak po prostu w trakcie rozmowy, a my słuchacze mamy szczęście że „tak przypadkiem” postanowiliście to nagrywać. Byle tak dalej i jak najczęściej. :)
Dzięki za dobre słowo.
Historia tej audycji jest w sumie długa, zresztą chyba o tym mówiliśmy w którymś odcinku – chcieliśmy rejestrować swoje melanże, swoje teksty; teraz, po 30+ odcinkach widać, że wracamy do pewnych rzeczy, że jakieś gagi lecą kolejny raz – z jednej stron fajnej, z drugiej wieje sandałem przez to często, bo to hermetyczna zabawa dla nas i dla słuchacza, który z nami siedzi od czasów K-poka.
Jak ktoś zna całość, to wie mniej więcej, że ta formuła dawno się wyczerpała, chociaż próbowaliśmy ją uatrakcyjniać – tematyczne rozmowy, wycieczki za miasto itp. Myślę, że w dużej mierze ratują ją rotujący się uczestnicy – kiedy ktoś po paru miesiącach wraca w eter, to od razu jest inaczej, jak w ostatnim odcinku. Dziady wymęczone duetem godai – Tomas nagle dostały nowego kopa i w prawie najdłuższym odcinku jest jednak kilka w/g mnie wartych uwagi rzeczy.
A że i straszno i smutno – to chyba dobrze, że jakoś to gra ze sobą.
Jak to w każdy czwartkowy wieczór, jest już środa… :D leżymy w firmie
We wczorajszym nagraniu powitałem w poniedziałkowy poranek, więc to chyba jakieś moje skrzywienie :D