Kompleks 7215 – skąd? gdzie? dokąd?

Nadszedł taki moment, że trzeba powiedzieć parę słów o pracach nad projektem. Wprawdzie profil Kompleks 7215 na FB dostarcza od dłuższej chwili, jestem zresztą strasznie dumny i szczęśliwy z tak dużego zainteresowania, ale pora prócz bieżących drobiazgów napisać coś więcej. Sprawy wyglądają tak.

Pewnego dnia postanowiłem napisać opowiadanie postapo. Wymyśliłem sobie oś fabularną, puentę, postacie i siadłem do pisania. Przez 10 tygodni twardo i ostro pisałem, co tydzień dostarczając jednego fragmentu, nad którym ludzie się pastwili, debatowali i zgłaszali uwagi, które okazały się wielce pomocne i pozwoliły mi rozwinąć świat warszawskiego metra, wyposażyć go w historię, społeczność i trochę głębi. Osadziłem wydarzenia w dość sztampowym, postapokaliptycznym świecie, z ludźmi żyjącymi pod ziemią, z mutantami, promieniowaniem i cała resztą. Oczywiście, wszystko to już było, ale od czasu, gdy ukazał się „Ostatni brzeg” można to powiedzieć o każdym tekście, rozgrywającym się po atomowym holokauście. Nie miałem tu zamiaru tworzyć nowej jakości, tym bardziej, że polskie postapo ma się nieźle i żyje swoim własnym, mrocznym życiem, że wspomnę takie pozycje jak „Ewolwenta w cieniu wysokich kominów” czy „Apokalipsa według pana Jana”. Chciałem po prostu napisać tekst i zobaczyć, czy nie zardzewiało mi pióro (nie zacina się klawiatura), bo przez ostatnie dziesięć lat napisałem fanfic i szort o Wojtyle, a to nieco mało.

Szczęśliwie dobrnąłem do końca pracy, napisałem epilog i dumny z siebie gotów byłem opublikować całość, zebrać uwagi i sprawę zamknąć. O tym zresztą mówiłem w wywiadzie tuż przed planowaną premierą 4 grudnia. Tyle tylko, że w tygodniu poprzedzającym premierę odebrałem na FB wiadomość o treści „Chcesz ciekawą wiadomość przed śniadaniem?” od pewnego mojego znajomego. Chciałem, oczywiście, a jak przeczytałem, to rozdziawiłem gębę aż do podłogi. Tego samego dnia, kupując nieekologiczne żarówki w markecie budowlanym odebrałem telefon od pewnego człowieka, jak się okazało, mieszkającego zresztą w moich rewirach. Powtórzył wszystko, co przeczytałem rano na FB i zaprosił mnie na rozmowę do siebie. We wtorek przed zaplanowaną premierą pojechałem na spotkanie, gdzie trzech z grubsza sympatycznych ludzi złożyło mi propozycję, której nie mogłem odrzucić. Rozmowy trwały ok. godziny i skończyły się dla mnie mandatem na 50 zł za nieuiszczenie opłaty za postój w strefie płatnego parkowania, a także, co ważniejsze, ustaleniem planu na nadchodzące miesiące. Planu ważnego i niezwykłego, planu, który sprawił, że dostałem szansę na jedną z najciekawszych przygód mojego życia, ludzie ci bowiem reprezentują wydawnictwo, które na co dzień para się publikowaniem książek.

Zaproponowali mi porzucenie pomysłu o świetnie zapowiadającej się karierze jednorazowego autora ebooka i rozbudowanie opowiadania do formy powieści. Zaproponowali terminy, które byłem w stanie przyjąć za realne, a także wsparcie profesjonalne ze swojej strony. Tym samym zawarłem z nimi ustną umowę na przygotowanie – teraz już powieści – „Kompleks 7215” do druku w roku 2014. Jednym słowem, dostałem opcję na wydanie swojego produktu w oficjalnym obiegu. W tej chwili więc, co można śledzić na FB i na liczniku po prawej stronie, zajmuję się pracą nad rozbudową tekstu i rozwinięciem wątków z pierwotnego opowiadania. Forma powieści wymaga oczywiście większej ilości wydarzeń, bardziej rozbudowanych postaci, a także, a może przede wszystkim, bardziej dopracowanego, zaprezentowanego z rozmachem świata przedstawionego, z którymi to zadaniami borykam się obecnie, dopingowany przez wiele osób, zarówno od strony wydawcy jak i, a może przede wszystkim, od strony przyszłej bazy czytelniczej.

Chciałem w życiu robić różne rzeczy – kiedy miałem lat 4 chciałem zostać szambiarzem, bo fascynowały mnie rury i kanały. W podstawówce pragnąłem zostać autorem komiksów i ich wydawcą. W liceum myślałem o byciu dziennikarzem. Zostałem komiksowym publicysta, scenarzystą i wydawcą, więc mogę na liście kariery te rzeczy odznaczyć. Pisząc w liceum pierwsze teksty nie myślałem, że opublikuję kiedyś książkę. Teraz, w pewnym stopniu także dzięki mojej dziecięcej fascynacji kanałami, mam okazję to zrobić. Tak, jak bardzo nie lubię wtrącania języka angielskiego do swoich wypowiedzi, tak tym razem zacytuję w oryginale (bo polski przekład ma inny sens) cenionego autora komiksów i pisarza, Neila Gaimana: „I’m having time of my life”.

Dziękuję za ten czas wszystkim, którzy umożliwili mi tę pracę, dopingują mnie, wspierają, dzielą się uwagami. Najbardziej ze wszystkich dziękuję Ali, bez której nie zrobiłbym nic, ani z ta powieścią, ani ze swoim życiem. No, w każdym razie – nic konstruktywnego.

Niech nam wszystkim błogosławi Madonna Tuneli, niechaj nas suchym i jasnym korytarzem prowadzi ku finałowi tej przygody.

Avatar photo

Bartek Biedrzycki

Autor książek, komiksów, podcastów i papierowych modeli.

You may also like...

10 komentarzy

  1. Super godi, tak trzymaj! Pewnego dnia uściśniesz się z samym Głuchowskim :-)

  2. Marcin Balewski pisze:

    Powodzenia :)

  3. Ambrose pisze:

    Powodzenia! Mam nadzieję, że za rok o tej porze w mojej domowej biblioteczce będzie już stał egzemplarz powieści „Kompleks 7215”. Rzecz jasna przeczytany i z autografem :)

  4. Blacota pisze:

    Trzymam kciuki i z pewnością wydaną książkę kupię. Powodzenia!

  5. G. pisze:

    Tekst (powyżej) z jajem…. :) Kurde, kupię tę książkę. Pozdrawiam

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *