77. słowo na niedzielę
W sieci cicho, a niedawno ponoć autorzy ogłosili, że będzie kolejny Funky Koval.
A tu tymczasem reakcje prawie zerowe. Brak wojen fanów z haterami. A szkoda.
Mnie osobiście ciekawi, chociaż jestem sceptyczny. Karykaturalna grafika w trzecim albumie była kiepska. A także, o ile subtelna aluzja w stylu „Funky bije gliniarza, a tu przecież stan wojenny” jest strawna, to banda przy stole przerzucająca się sloganami z plakatów wyborczym 1989 jest wymiotna. Mam więc nadzieje, że panowie autorowie powściągną skłonności do aktualnej politykierki i zrobią komiks mniej „na czasie”.
Ja tymczasem trochę w duchu akcji „niech nas zobaczą” pastwię się robiąc mozolnie wywiady z cyklu „Portret komiksiarza polskiego”. Na razie gotowe są z autorką oraz czytelnikiem, w planach wydawca, redaktorka oraz autorzy. A potem to się zobaczy jeszcze.
I to tyle na dziś, bo trzecia sprawa, o której chciałem napisać umknęła mi gdzieś. A w tygodniu będzie, być może, recenzja Ponyo. O ile się zdecyduję, bo trudno jest mi skrytykować mistrza. A będę musiał.
Trudno nie trudno ale trzeba
To nawet nie kwestia krytyki bo Ponyo to świetny film. Tylko, no kurde, ja się spodziewałem czegoś innego od autora Nausiki, Mononoke, Spirited Away… A tu taka piękna bajka.