Ghibli – Saitei-dayo!

Morisaki i Matsuno to dwójka licealistów. Chłopaki należą raczej do spokojnych, uczą się nieźle, a połączył ich wspólny protest w pierwszej klasie. Od tamtej pory są w zasadzie nierozłączni, aż do tej tak strasznie do bólu typowej sceny, gdy jeden drugiemu daje w mordę z powodu dziewczyny.

Rikako Muto to nadęta laska, która ze względów rodzinnych zmuszona była opuścić boskie Tokio i zamieszkać w małym Kochi. Matsuno błyskawicznie wywala oczy na lewą stronę, ale szybko okazuje się, że to Morisaki staje się dziewczynie bliższy – wielokrotnie daje się niemożebnie rolować, aby towarzyszyć jej w najróżniejszych opresjach.

Szum morza, mimo, że wyszedł ze studia Miyazakiego, nie nosi na sobie charakterystycznego piętna Ghibli. Tematycznie zbliżony jest najbardziej do Powrotu do marzeń. Tak, jak tam, mamy współczesną klamrę, spinającą długi ciąg retrospekcji, opatrywanych niekiedy komentarzem z offu przez obecne wcielenie Morisakiego.

Historia, jak wszystkie licealne historie o miłości i przyjaźni, jest w sumie prosta. Scenarzysta i reżyser nie napinają się ponad miarę – i może dobrzy, bo dzięki temu dostajemy ciepłą opowieść obyczajową, która łatwo mogła przerodzić się w farsę w stylu romantycznej komedii.

Wszystko w tym filmie jest na miejscu – od początku do końca, od pierwszej chwili, gdy Rikako pojawia się na scenie, wiemy już, jak potoczy się akcja. Nie dziwi nas ani to, że laska jest rozwydrzoną gówniarą, ani to, że beznamiętnie manipuluje chłopakami, ani to, że ci zachowują się chwilami jak głupcy. Każdy z nas zna to ze swoich lat licealnych, kiedy brednie urastały do rangi problemów.

Postacie są ledwie nakreślone, ale twórcy zrobili to w wystarczającym stopniu, aby móc pokazać ich ewolucję. W każdym z trójki zachodzą stopniowe zmiany, które dorosły Morisaki puentuje swoimi przemyśleniami. Oczywiście nieuniknione jest domyślenie się w pewnej chwili, dokąd ta ewolucja nas zaprowadzi. Klamra narracyjna płynnie spina całość, zostawiając zakończenie może nie otwarte – ale jednak nie dosłowne. Jak w Uciekającym pociągu Konczałowskiego – wiemy, co się teraz stanie, więc autorzy już nam tego nie pokazują.

Graficznie Szum morza również odbiega od „standardu Ghibli”, podobnie jak wspomniany Powrót do marzeń czy Rodzinka Yamadów. Kreska jest prosta, niemal hermetyczna, brak jest ozdobnych, zbędnych elementów, ciasne plany i zamknięte przestrzenie unikają typowego dla bardziej baśniowych filmów studia rozmachu i przytłaczającego przepychu.

Ale prawdopodobnie właśnie dzięki tej graficznej ascezie film, mimo upływu lat, nadal dobrze się ogląda – obrazek nie zestarzał się w najmniejszym stopniu. Poza tym, jest to nadal czysty, bardzo urokliwy design – w końcu osią akcji jest piękna młoda dziewczyna.

Jest to film, który nadaje się na wiele okazji. Na maraton Ghibli, jako chwila wytchnienia; na wieczór z drugą połową, jako świetna, spokojna alternatywa dla kupoprodukcji z Maciejem Drewno; czy wreszcie jako krótka i szybka, sentymentalna wycieczka we własne wspomnienia.

Warto się z nim zapoznać.

Szum morza

scenariusz: Saeko Himuro

reżyseria: Tomomichi Mochizuku

Format: 16×9, kolor, 70 minut, napisy / lektor polski

dystrybutor: Monolith Video

Avatar photo

Bartek Biedrzycki

Autor książek, komiksów, podcastów i papierowych modeli.

You may also like...

6 komentarzy

  1. x pisze:

    noż znowu mi ktoś na światło dzienne wyciąga jeden z ulubionych filmów

  2. Avatar photo godai pisze:

    Przepraszam, Marcinie, już nie będę. ;)

  3. x pisze:

    ewentualnie mogę spróbować przeżyć jeszcze jeden wyciek
    no, może dwa

    charakterystyczne piętno studia ghibli przecież jest
    piętna to tylko miyazakiego i hisaishiego nie ma

    a mimo to wygląda i brzmi rewelacyjnie (zwłaszcza jak się wybaczy dziwactwa montażu, ale one akurat są przecież usprawiedliwialne)

  4. Avatar photo godai pisze:

    Faktycznie, to prawda, są cechy Dżiburi charakterystyczne. Chodziło mi głównie o stronę wizualną, o przepych i parę innych rzeczy. Od strony scenariusza i sposobu opowiadania historii Szum… jak najbardziej pasuje.

    W ogóle, jestem pod wrażeniem, mało kto zna ten film.

  1. 2012.07.23

    […] Film recenzuję dokładniej w tym tekście. […]

  2. 2013.04.03

    […] mógłbym do dwóch studyjnych produkcji: „Szept serca” Yoshifumiego Kondō oraz „Szum morza” Tomomiego Mochizukiego. W obu z nich jednym z głównych wątków jest romantyczna relacja […]

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *