Omijam soję szerszym łukiem niż ty alkohol, więc ci się zrewanżuję takim tekstem, jak też coś odkryjesz :D
Dla mnie to była nowość, bo pierwsza raz mnie cholera zaniosła w te półki. Ala zaryzykowała zresztą parówki sojowe i już ni9kt nigdy w tej rodzinie nie popełni ponownie tego błędu.
Brawo, wreszcie odkryłeś wegeński żart z taaaaaką brodą.
Omijam soję szerszym łukiem niż ty alkohol, więc ci się zrewanżuję takim tekstem, jak też coś odkryjesz :D
Dla mnie to była nowość, bo pierwsza raz mnie cholera zaniosła w te półki. Ala zaryzykowała zresztą parówki sojowe i już ni9kt nigdy w tej rodzinie nie popełni ponownie tego błędu.
Ja tego nie piszię z jakąś zgryźliwością, każdy kto odkryje w pewnym momencie seitana wpada na ten żart :)
Jak szukasz dobrych rzeczy z soi, to pójdź na tofu do warszawskich restauracji z sieci Chinatown, pycha.
Zapomniałem dać uśmiechniętej ikonki, żeby moja odpowiedź nie była p0nura? Cholerny internet!
Próbowałem tofu, dzięki, ale nie. Jedyne co z soi, to sos i zupa miso dla mnie, jednak.
A jakie tofu? Bo tofu tofu nierówne, niestety, ale za to z Chinatown daję rękę.
Nie wiem jakie. Gdzieś w jakiejś jadłodajni jakieś.
Wiem za to jakie gumbo jadłem ostatnio – świetne :)
Jak trafię na Chinatown, to coś spróbuję, bo nie jestem zasadniczo przeciwnikiem dań jarskich – po prostu nie widzę sensu w nie jedzeniu mięsa.
Na żołądku lżej, ale to chyba jedna z nielicznych korzyści, tak naprawdę.
Szybciej sie robi i mnie zmywania. I dłużej w lodówce można trzymać. I sa tańsze.
Wspominałem ze mniej zmywania?
Mam zmywarkę.
raz zaryzykowałem kotlet sojowy i never again.
No bo jak mięso z rośliny? To tak jak obrońca cyrkowych zwierząt w skórzanych butach, Eska Rock, albo Skrzypczyk – naukowiec.