33. Wielki Chiński Sklep
Jest świąteczna sobota, Żona z Zu pojechały z koszyczkiem do koscioła. Ja postanowiłem sobie darować, bo tradycja chrześcijanska jest mi coraz mniej bliska i chociaż to po pro0stu polska tradycja na tym etapie, to wolałem posiedzieć przed ekranem mojego służbowego, różowo-perłowego laptopa w oldschoolowe pikselowe śnieżynki.
Szczególnie, że jakoś automatycznie zapiął mi się do jakiejś śmiesznej sieci bezprzewodowej, którą ktoś gdzieś w bloku moich teściów uruchomił i zapomniał zabezpieczyć. Ciekaw jestem, czy pod 1.1 jest router z parą admin/1234 ?
No, ale nie o tym chcialem. Wczoraj wędrując po mieście, odwiedziliśmy masę sklepów. Kupiliśmy sobie po torbie, a także kupiliśmy lampę do kuchni, której w aglomeracji warszawskiej i okolicach nie mogliśmy kupić przez ostatnie dwa lata (i nie ma w tym przesady – kupiliśmy za 16 złotych coś, co w zbliżonym kształcie kosztowało w przykładowym Liroy jakieś dziesięć razy tyle).
No i trafiliśmy wreszcie do czegoś, co się nazywało Wielki Chiński Sklep.
Byliśmy trochę rozczarowani, bo w środku było wszystko to samo, co w normalnych sklepach. Po prostu pięć razy tańsze i nikt nie ukrywał tego, że to made in China.
Za tydzień – Uszka z Seitanem.