Po-MFK: Maszin 4

Dwa słowa: trochę rozczarowany. Ale tylko odrobinkę.

Pojawiło się kilka głosów w internecie ostatnio, że Maszin to najlepszy polski zin, ale po przeczytaniu nowego numeru nie jestem aż tak skłonny przyłączyć się entuzjastycznie do chórku. Bo to numer taki trochę nierówny, sporo dobrych rzeczy, ale też sporo zawodu mnie w nim spotkało.

Przede wszystkim zawiódł mnie naczelny. Mikołaj miał bardzo charakterystyczny, ciekawy styl, ale od jakiegoś czasu porzucił go kompletnie na rzecz strasznych bohomazów. Jego historia o Guzikożercach to graficzny koszmarek i nie łykam opcji, że on jest specjalnie taki okropny. Rozumiem, że można iść w deformacje, w surrealizm, w jakieś skarykaturowane wynaturzenia, ale tego nie kupuję. I mam uczulenie na rymowane komiksy od czasu, jak bitwy komiksowe obsunęły się całkiem w błoto przy ich współudziale. Mikołaju Tkaczu! Jego rysunku! Nie idźcie tą drogą!

Zawiódł mnie też Gary Glue, który numer wcześniej uwiódł opowieścią o mieszance krakowskiej. Tym razem Atak Klonów był jakiś taki nijaki, bez puenty, bez polotu, mocno nieskładny. A szkoda, bo graficznie nadal świetnie.

Kompletnie nie podszedł mi Otoczak. Może jestem głupi i prymitywny, ale nie kupuję ani takiej grafiki, ani takiego sposobu opowiadania historii. Przeleciałem, nie pojąłem do końca o co chodziło, oczy zmęczyło, raczej nie będę w tę stronę sięgać. To samo o zamykającym zbiorek Romantyzmie Piicoklennego – co to do ciężkiej cholery jest w ogóle? Ktoś mnie oświeci, bo ja sam nie ptorafię?

Za to jest na szczęście dużo dobrych rzeczy. Najwydestyluchniejszy Sztybora i Pałki, który wyjątkowo mocno trzyma się rzeczywistości i jest taki jakiś na destylucha, nie wiem, zbyt normalny? Taki zbyt realny. Aż prawie to zazgrzytało.

Jacek Świdziński, mój faworyt w rzeczach absurdalnych doskonale rozpracował temat Misia, no po prostu salwa śmiechu i dobry humor na przynajmniej godzinę.

Niezły, przewrotny Kozłowski zabierający się za stary archetyp w nowy sposób, bardzo przyjemna Olga Wróbel, której styl graficzny strasznie mi się podoba i doskonale pasuje do ciepłych, pełnych refleksji opowieści, wród który ta z nowego Maszina jest naprawdę dobra, nawet, jeśli temat trochę ograny.

Kolejny ciekawy archetyp na warsztacie Kozłowskiego, tym razem z Gizickim to Mikrolegendy. Ciekawie ugryzione, przewrotne, warte przeczytania.

No i hardkorowiec undergroundu Lobsterandskrimp szargający idoli moje dzieciństwa jak zwykle pojechał po bandzie. Co akurat całkiem nieźle mu wychodzi.

Do tego kilka historii, po których się prześlignąłem i zapomniałem. O ile otwierający Maj Kwiecień Surmy miał w sobie coś, a Hmmarlowe miał fajny, chociaz do bólu zgrany pomysł, to takie produkcje jak Oczy Mirta czy jednoplanszówka Skiee są w zasadzie o niczym. Ta druga mogłaby być o czymkolwiek, w tej pierwszej nie wiadomo o co w ogóle chodzi.

Najlepszy polski zin? Nie wiem, na pewno mógłby nim być, ale ja w tym numerze widzę jakieś rozprężenie. Uciekło gdzieś napięcie z poprzedniego, myśl przewodnia jakoś się zgubiła, chyba zawiodła Mikołajowa selekcja, bo z kilku historii można by spokojnie zrezygnować bez żadnej straty.


Maszin #4
różni twórcy
Format: A4
Objętość: 56 strony
Oprawa: zeszytowa
Cena okładkowa: 10 zł
Papier: offset

Wydawca: TKA

Avatar photo

Bartek Biedrzycki

Autor książek, komiksów, podcastów i papierowych modeli.

You may also like...

4 komentarze

  1. MaciejP pisze:

    Jako, iż moim zdaniem w temacie rysunków Tkacza jedziesz Gizizmem stosowanym, z uwagi na naszą delikatną przyjaźń wstrzymam się z komentarzem i jedynie zalinkuję (najciekawsze w komentarzach):
    http://komiksyinietylko.blox.pl/2008/06/Przeglad-polskich-zinow-komiksowych-czesc-5.html#ListaKomentarzy

  2. godai pisze:

    Maciej! Ależ ja cię proszę skomentuj i wypowiedz swoje zdanie, bo ja po to właśnie się dzielę swoimi przemyśleniami z tym publicznym forum, jakim jest internet.

    Ja nie będę ukrywał, że pewne rzeczy lubię, pewne nie. Stary styl Mikołaja mi się podobał, chociaż leży bardzo daleko poza moim ulubionym obszarem – chyba każdy wie, że ja lubię plecy konia i lokomotywy.

    Natomiast pozwoliłem sobie napisać, że nie podobają mi się Guzikożercy – jeśli Tkachoz chce tak rysować i mu to sprawia przyjemność, to jest najważniejsze dla niego. Ważna jest też ta informacja dla mnie, bo to znaczy, że nie będę sięgał po jego komiksy.

    Co nie znaczy, że nie sięgnę po Maszina #5 – ten numer miał kilka naprawdę fajnych komiksów, które czytałem z przyjemnością, tylko, jak napisałem, był dla moich gustów dość nierówny i rzeczy lepsze przeplatały się z takimi, które mniej mi podeszły. #3 pod tym względem bardziej mnie zadowolił.

    Aktualny luźny styl Mikołaja mi się nie podoba, tak, jak nie przemawia do mnie bardzo ceniony przez innych Otoczak czy Janek Koza – taka graficzna stylistyka, czy maniera, nazwijmy to, nie przemawia do mnie. Ja prosty facet jestem i szukam raczej eksperymentów w stylu Salvadora Dalego i don Francisko de Goi, jak już, a surrealizm to lubię prostacki w wykonaniu panów pokroju Bisleya.

    Gizim, powiadasz? No, bo my oba malkontenty jesteśmy. Chcielibyśmy więcej komiksów czytać, które nam się podobają.

    Znam tę odpowiedź, którą linkujesz, znam też dobrze zdanie Daniela w temacie; to jedna z tych ulotnych chwil, kiedy nasze spojrzenie z nim się pokrywa, bo nie jest przecież tajemnicą, że często skakaliśmy sobie do oczu z błahszych powodów :D

    No, tak się rozpisałem, ale cytując tu pewnego pana z pewnego dokumentu o T.Love „Ja chcę języka polskiego, Adama Mickiewicza ja chcę”, wolę zabawy z formą utrzymane bliżej jednak konwencji realizmu anatomicznego, takie, jak u au czy wręcz u ciebie, gdzie pewien surrealizm i turpizm oprawy graficznej jest dla mnie jak najbardziej do zaakceptowania.

    Taka skaza dzieciaka wychowanego na Klossach, Podziemnym froncie i dorastającego na spandexach.

  3. rysunki Mikołaja Tkacz pisze:

    Godaiu nie martw sie! chodzimy sobie różnymi drogami jedne z nas skaczą drugie płyną trzecie tańczą a inne wolą iść pijąc herbatkę. i wszystkie żyjemy tu i tam i kiedy trzeba to wyjdziemy, nigdy nie pchamy się tam gdzie nie trzeba.
    pamiętamy czasy jak zjawiliśmy się w bitwach komiksowych i faktycznie nie dziwimy się, że jeśli tamże rymowanki się zjawiały to mogą wywoływać niedobre skojarzenia.

    Mikołaj dziękuje za recenzję i pozdrawia:)

  4. godai pisze:

    Drogie rysunki!

    Przekażcie Mikołajowi, że choć jego obecne produkcje nie do końca mi pasuję, to zina czytać będę nadal. Pozdrawiam również!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *