Twardy Franek czyli czemu wolę co innego

Dziś rano wstałem (co zdarza mi się notorycznie), bo obudziło mnie dziecię. Jest o 10 minut szybsze od budzika. Wyjąłem, nakarmiłem i przechodząc obok regału z komiksami zerknąłem sobie, jak zwykle (czeka go wymiana, bo za dużo już mam tego wszystkiego na tych kilku marnych półkach). No i wzrok mój padł na komiks, który mam od dłuższej chwili, a o którym kompletnie zapomniałem.

Hard Boiled Millera i Darrowa.

Mając na uwadze dotowanie i dobrobyt polskiego ryneczku nie czekałem oczywiście na kosztującą pewnie niecałą stówkę wersję z Egmontu, tylko kupiłem za niecałe 12 dolców (wtedy było to poniżej 30 złotych) miękkie wydanie oryginalne. I dobrze zrobiłem, bo bym żałował.

Ja nie chcę powiedzieć, że ten komiks jest zły, bo on nie jest zły. On jest zwyczajnie średni, średniacki, słabujący.

Nixon demoluje samochód

Przyszły mi do głowy dwie rzeczy, kiedy go czytałem – Blade Runner – bo tam były sztuczniaki, które nie wiedziały, że są sztuczne, i Ranxerox, bo tam była radosna przemoc i cyborgi. Jedno i drugie to absolutna megaklasyka, którą Hard Boiled chyba nigdy nie będzie. Czemu? Bo ma nędzny scenariusz. Nie tak nędzny jak Spawn/Batman ani tak nędzny jak DK2, ale plasuje się on w okolicach dolnych raczej, niż górnych możliwości Millera, który czasem potrafi. Jak chce.

Nie będę streszczał, żeby nie zabić przyjemności macania twardej oprawy tym, co kupią polskie wydanie, ale jak dla mnie akcja składa się głównie ze strzelania i innej przemocy, przeplatanego klamrami, gdzie są dialogi z podłożonym pod spód wątkiem, który wyjaśnia wszystko, a jest cienki jak biała serwetka ze sklepu Społem z połowy lat 80-tych. Nie przekonuje mnie ani samo uzasadnienie wydarzeń, ani nijakie, kompletnie wtórne i miałkie zakończenie, ani postacie rodziny bohatera. Sztampa na sztampie i kilka wzorcowych, koniecznych postaci, jak małe dziewczynki czy wielki brzydki dyrektor, który przypomina Stuhra, uwięźniętego w szuflandianym imbryku.

Akcja sprawia wrażenie, jakby momentami była tylko pretekstem dla bijatyki / rzezi na wielką skalę. Rozumiem, że cyberpunk tego wymaga, ale we wspomnianym Ranxeroxie krew i sperma też lały się strumieniami – sceny erotyczne były DUŻO ostrzejsze, a przemoc bardziej realna bo nie było jej tak groteskowo dużo, ale mimo to Ranx miał naprawdę przeprowadzoną fabułę, czego u Millera trochę mi zabrakło. Chociaż postać Barbary miała swój urok.

Tym, co ratuje ten komiks, jest Darrow, a w zasadzie jego grafika. Wybuchowa, dynamiczna, pełna rozmachu, napakowana szczegółami i smaczkami. W plansze wsadzona jest tak potworna ilość detali, że można siedzieć godzinami i wydłubywać z kadrów co fajniejsze rzeczy. Od czasów Akiry żaden komiks nie poraził mnie graficznym dopracowaniem tak mocno, jak ten. Jeżeli warto dla czegoś po Hard Boiled sięgnąć, to właśnie dla oprawy graficznej. Kilka dłuższych przyjemnych chwil dla oczu.

Dodatkowo robota, którą wykonał kolorysta, Claude Legris, zasługuje na prawdziwe uznanie – szkice Darrowa ogromnie zyskały w jego barwach.

Niestety, obrazki to tylko pół komiksu, i chociaż są świetne, to nie nadrabiają do końca za słabującą fabułę.

Osobiście polecam znalezienie na Allegro Ranxeroxa – wart kasy, jaką za niego zapłacicie. Hard Boiled wart jest 12 dolców. I żaden rodzaj oprawy polskiego wydania tego nie zmieni, szczególnie, że nie jest to zbyt masywne objętościowo dzieło.

Avatar photo

Bartek Biedrzycki

Autor książek, komiksów, podcastów i papierowych modeli.

You may also like...

8 komentarzy

  1. gonz pisze:

    Polemizowałbym

    Fabuła nie tylko sprawia wrażenie pretekstu do rozpierduchy, ale chyba faktycznie nią jest. miller jako opowiadacz zawodzi, ale przy tym co odwalił Darrow jestem w stanie to wybaczyć. też mam orydżynala, i wracam do niego co jakiś czas. bo to jednak zajebiście pociśnięte jest. fabułę znam, nie muszę czytać, rysunki ciągle porażają. splasze niszczą. scena wpieprzenia się autka przez ścianę do pomieszczenia, gdzie na ringu trwa orgia sexu i przemocy dziesiątek nagich ciał powala.

    a fabuła. No jak fabuła. 300 tak naprawdę dużo bardziej skomplikowanej nie mieli. o maziaje chodziło, i nikt złego słowa nie powiedział.

    HB to taki brutalny cartoon jest, ma być w ruchu i wizualnie miziać. ja tam z zakupu jestem niezmiernie kontent, że aż łyknąłem darrowa i millera 'big guy and the rusty the boy robot’ – dla odmiany klimat robotów walczących z godzillą niszczącą Tokio. mniej fajne. acz też cieszy.

  2. godai pisze:

    Ja, tak naprawdę, to powinienem pominąć Franka i spuścić się mocnej nad Darrowem, bo faktycznie, zmiata.

    Ale ja jednak lubię, jak komiks można tez czytać. Darrowa, to bym sobie wydrukował na A2 i na ścianę powiesił.

  3. gonz pisze:

    Też lubię komiksy do czytania, ale jak by tam było więcej fabuły, to by było mniej rozpierduchy u szaleństwa Darrowa. Wg mnie – usprawiedliwione.

    Wiesz, są komiksy bardziej z fabułą, słabiej ryśnięte – stare Hellblazery czy Sandman, który i tak do mnie nie trafia, są do oglądania, gdzie fabuła jest pretekstem. A jak na przykład traktować Kingdom Come czhy Marvelsów? przecież to też zajebiście wygląda, a fabuła najbardziej złożona nie jest, to raczej pretekst do poupychania nawiązań do świata i jego mitologii.

    No i ja jestem za takim urozmaiceniem, nie narzekam.

    Dobra, jeszcze jedno. Świat Edeny czy jak. Popatrzeć na Moebiusa można, jak ktoś onanist to i brysia postruga. Fabuła niby jest, można czytać, ale PO CO???

    Wara od Hard Boiled (polski tytuł: „Ugotowane na twardo”? enybady), wara profanom i czepialskim co się nie potrafią adekwatnie spuścić nad mazami Darrowa. Ja tam muszczę sobie papierowym Shaolin Cowboy przysunąć, bo po matrixowych komiksach mam tego pana niedosyt…

  4. gilo pisze:

    miałem podobnie jak Ty.
    Wypas rysunki, fabuła pretekstowa. Polskiego wydania nie kupię
    może kiedyś oryginalne.

  5. pawelk pisze:

    Moją opinię już znasz, ale ja skuszony twoją zapolowałem na Ranxeroxa… Całe 2 dyszki. Mam nadzieję, że dojdzie przed gwiazdką.

  6. godai pisze:

    Dobra decyzja.

    Ja teraz jeszcze muszę dokupić Happy Birthday, Lubna i ten ostatni niedokończony album.

  1. 2008.10.10

    […] mam Hard Boiled i mogę się odprężyć patrząc na obrazki*. I jedząc popcorn. Od godai’ego: te obrazki to […]

  2. 2009.01.14

    […] było najnormalniej w świecie cienkie. Tak objętościowo jak scenariuszowo. Bo, jak w przypadku Hard Boiled, graficznie było […]

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *