Śmierć

okladka-200.jpgZacznę od herezji. Jak zwykle, w przypadku komiksów, o których tu piszę.

Przeczytałem mniej więcej połowę Sandmana, który u nas wyszedł i nie zadławiłem się krwią z zachwytu. Powód, w zasadzie, jest idiotyczny. Sandman miał lepszych i gorszych rysowników. Często, niestety, gorszych. Na forum Gildii trafiłem na uwagę, że grafika nie miała znaczenia w obliczu scenariusza. Może? Dla mnie komiks w równym stopniu ważny jest w warstwie wizualnej. Może nawet ważniejszy odrobinę.

Po takim przydługim wstępie mogę stwierdzić, że otworzyłem Śmierć i odetchnąłem z ulgą.

Chris Bachalo to facet, którego znałem raczej pobieżnie. Jakaś historia w X-Men, jakiś jeden, nieszczególnie dobry Mega Marvel i naprawdę dobrze zrobiony Batman z Delano. Tutaj okazało się, ze potrafi jeszcze lepiej. Mogłem więc w pełni oddać się przyjemności czytania.

Ze Śmiercią zetknąłem się dosyć dawno, na klubowych stronach miesięczników TM-Semic, gdzie Wróblewski przybliżał głodnym komiksu czytelnikom skarby oryginalnych wydawnictw. Na pewno zaciekawiła mnie wtedy na równi z resztą historii z Vertigo, o których większość z nas mogła sobie tylko poczytać. Sprowadzanie oryginalnych komiksów w połowie lat 90-tych było bardziej skomplikowane niż złożenie zamówienia na Multiversum. Sporo bardziej skomplikowane. Śmierć jakoś tak zapadła mi w pamięć jako postać nadzwyczaj malownicza.

Dlatego w sumie nie wahałem się długo, kiedy na MFK w zeszłym roku zobaczyłem pokaźny tom, zawierający Wysoką cenę życia i Pełnię życia w zbiorczym wydaniu.

Z Gaimanem jest jak z wieloma innymi rzeczami. Są ludzie, którzy go bezkrytycznie kochają. Są tacy, którzy uważają, że jest przereklamowany. I są tacy, których zwyczajnie to wali. Ja osobiście lubię jego twórczość, ale nie mam ani wszystkich książek, ani kompletu komiksów. Może dlatego, że Neil pisze o całej masie najróżniejszych rzeczy i są to prace o różnej wadze gatunkowej.

death6s.jpgWysoka cena życia to, mimo, że jej główną bohaterką jest śmierć, historia spokojna. Przyziemna. Niemal miałbym ochotę powiedzieć: poczciwa. Oto klasyczny nastolatek noszący dosyć idiotyczne imię Sexton, dochodzi do wniosku, że jedyne, co warto zrobić ze swoim życiem, to je skrócić. Postawa kontestacji całego świata jest w tym wieku popularna, większość „zdepresjonowanej” dzieciarni na szczęście ogranicza się do gadania o odbieraniu sobie życia. Sexton, podobnie, nie może się zdecydować. Pisze nawet coś w rodzaju listu pożegnalnego.

W takim właśnie momencie spotyka gotkę, która twierdzi, że jest wcieleniem Śmierci. Wygląda zresztą na to, że jest o tym przekonana nie tylko ona, ale też masa innych, dziwacznych ludzi, w tym stara czarownica, pustelnik i bóg wie, kto jeszcze. W dodatku wszyscy zdają się kochać ją i dawać jej wszystko za darmo.

Wysoka cena życia to tocząca się spokojnie, refleksyjna opowieść. Nawet przemoc i śmierć, które się w niej w pewnej chwili pojawiają są jakby przefiltrowane przez tę atmosferę. Rysunki Bachalo z kolorami Oliffa są świetne. Miejscami tylko denerwuje cyfrowe duplikowanie kadrów.

Pełnia życia jest historią zupełnie inną. No, może nie zupełnie. Przede wszystkim jest dużo bardziej magiczna. Śmierć pojawia się w niej w swojej właściwej postaci, na własnym terenie, to śmiertelnicy wchodzą teraz do jej świata.

death2s.jpgPełnia życia mówi o tym, co najprostsze i jednocześnie najważniejsze. O związkach, miłości, wierności, zaufaniu. O poświęceniu, bezinteresowności, oddaniu i trosce o innych. Osią akcji jest przewijająca się epizodycznie w poprzedniej historii Hazel. Jest matką małego Alviego i dziewczyną znanej piosenkarki, którą ten związek chyba już znudził. To właśnie mały jest przyczyną wszystkich tych wydarzeń, Foxglove zaś – najprawdopodobniej kluczem.

Bachalo rysuje tu wespół z Buckinghamen, który ma odmienny styl, ale nie gryzie się to. W sumie, to nawet nie bardzo rzuca się w oczy.

Podsumowując – nawet, jeśli nie uważacie Gaimana za boga, ale lubicie dobre komiksy, to warto. Śmierć to niezwykła postać, chociażby przez samo to, czym jest w naszej kulturze. Obie opowieści o niej nadają się, aby się nad nimi przez chwilę zatrzymać i zastanowić.

Wydanie Egmontu dodatkowo okraszone jest galerią i dosyć naiwną, choć z pewnością edukacyjną kilkuplanszówką o antykoncepcji. I jest edytorsko przyzwoite, jak na swoją cenę.

Wydawnictwo: Egmont
Rok wydania polskiego: 7/2007
Tytuł oryginalny: Death: The High Cost of Living
Wydawca oryginalny: DC Comics (Vertigo)
Rok wydania oryginału: 1993
Liczba stron: 200
Format: B5
Oprawa: miękka
Druk: kolor
ISBN-13: 978-83-237-2921-1
Wydanie: I
Cena z okładki: 49 zł

Avatar photo

Bartek Biedrzycki

Autor książek, komiksów, podcastów i papierowych modeli.

You may also like...

2 komentarze

  1. kmh pisze:

    Nie bój nic, nie jesteś sam, ja odpadłem na 5 albumie Sandmana wydanym u nas, również koniec końców nie byłem w stanie strawić rysunków z zeszłej epoki.

  1. 2009.04.23

    […] które napisał. Osobiście jestem wielkim fanem opublikowanych dwa lata temu przez Egmont dwóch opowieści o Śmierci, będących spin-offem najbardziej znanej serii Brytyjczyka czyli Sandmana, którego nie […]

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *